Wielkim faworytem meczu Lech Poznań – Arka Gdynia byli zawodnicy „Kolejorza”. Nie dość, że na papierze to ekipa z Wielkopolski dysponuje znacznie lepszym składem niż żółto-niebiescy, to jeszcze lechici byli pomni poprzednich finałów Pucharu Polski, które nie kończyły się dla nich pomyślnie. Zarówno w 2015, jak i 2016 roku w decydującym meczu poznaniacy mierzyli się z Legią Warszawa i oba te spotkania przegrali. Podopieczni Nenada Bjelicy chcieli więc zrobić wszystko, by dać wreszcie radość swoim kibicom, którzy we wtorek tłumnie zawitali do stolicy.
W pierwszych minutach rywalizacji o trofeum znacznie ciekawiej niż na boisku było na trybunach. Wszystko to za sprawą fanów Arki. Kibice z Pomorza wnieśli na PGE Narodowy niezliczoną ilość rac i fajerwerków, które raz po raz odpalali. Do około dwudziestej piątej minuty gry żadnych wybuchów na placu gry nie odnotowano. Wtedy jednak do pracy wziął się Lech. Próbował Darko Jevtić, próbował Marcin Robak, ale tylko Pavels Steinbors wie, w jaki sposób udało mu się powstrzymać ofensywny duet rywali. Arka ograniczała się raczej do rozbijania ataków „Kolejorza”, choć w ostatniej sekundzie pierwszej połowy, zdaniem wielu, należał jej się rzut karny po ręce w „szesnastce”. Gwizdek sędziego Tomasza Musiała jednak milczał i po pierwszych czterdziestu pięciu minutach mieliśmy bezbramkowy remis.
Pierwsze kilka minut po wznowieniu gry było raczej nudne. Zarówno Arka, jak i Lech nie forsowali tempa. W pięćdziesiątej drugiej minucie wreszcie poznaniakom udało się zagrozić poważniej bramce gdynian. Dośrodkowanie z lewej strony strzałem głową kończył Marcin Robak i był bardzo blisko szczęścia. Piłka po odbiciu się od słupka wyszła jednak z powrotem w obręb pola gry. Ten sam zawodnik dwie minuty później spróbował soczystego strzału zza pola karnego, ale tym razem nogami obronił Steinbors.
Przez kolejny fragment spotkania trwała walka sił w środku pola. Zawodnicy obu ekip raczej z rzadka przedostawali się pod bezpośrednie otoczenie bramek. Zmieniło się to w siedemdziesiątej minucie. Po raz kolejny dała o sobie znać lewa strona Lecha, po której szaleli Wołodymyr Kostewicz i Darko Jevtić. Właśnie z tej flanki piłka powędrowała w pole karne, wprost pod nogi niepilnowanego Dawida Kownackiego. „Kownaś” jednak się nie popisał i w bardzo łatwej sytuacji posłał futbolówkę obok słupka, sprawiając ogromny zawód niebiesko-białym kibicom.
Gdy wydawało się, że dogrywka w wielkim finale jest nieunikniona, prawą stroną ruszył wprowadzony w końcówce przez trenera Bjelicę Maciej Makuszewski. Skrzydłowy dograł idealnie do Radosława Majewskiego. Pomocnik Lecha stanął oko w oko z łotewskim golkiperem gdynian, a do bramki miał około siedmiu metrów. Fatalnie jednak skiksował i, podobnie jak w przypadku Kownackiego, piłka minęła bramkę żółto-niebieskich, ku rozpaczy Wielkopolan. Na PGE Narodowym mieliśmy dogrywkę po bezbramkowym remisie.
Przez długi czas w dogrywce nie działo się dosłownie nic. Pierwsza połowa przeszła bez emocji i wydawało się, że w drugiej będzie raczej podobnie, ponieważ Lech nie był w stanie przedrzeć się przez defensywę żółto-niebieskich. W sto siódmej minucie stało się jednak coś nieprawdopodobnego. Dośrodkowanie z lewej strony strzałem głową wykończył Rafał Siemaszko, a w zasadzie bezrobotny do tego czasu Jasmin Burić nie miał większych szans.
Jak łatwo się domyślić, „Kolejorz” rzucił się do odrabiania strat. Nenad Bjelica postanowił zdjąć stopera Lasse Nielsena i za niego wprowadził ofensywnie usposobionego Mihaia Raduta. Zmiana przyniosła odwrotne skutki do pożądanych. Luka Zarandia w sto dwunastej minucie przejął piłkę na własnej połowie i pognał na bramkę poznaniaków. Gdy znalazł się oko w oko z Buriciem, nie dał Bośniakowi żadnych szans. Wyraźnie podłamany Lech próbował jeszcze odpowiedzieć. Jednak dopiero w sto dziewiętnastej minucie po rzucie rożnym skutecznie główkował Łukasz Trałka.
Na więcej ekipie ze stolicy Wielkopolski zabrakło już czasu i sensacja stała się faktem. „Arkowcy” po genialnych pięciu minutach w dogrywce po raz drugi w historii zgarnęli Puchar Polski, a to oznacza, że latem zagrają w europejskich pucharach!
Lech Poznań – Arka Gdynia 1:2 po dogrywce (0:0, 0:0)
Bramki: Łukasz Trałka 119 - Rafał Siemaszko 107, Luka Zarandia 112
Żółte kartki: Robak – Szwoch, Da Silva, Łukasiewicz, Zarandia
Lech: Burić – Kędziora, Bednarek, Nielsen (110. Radut), Kostewicz – Gajos, Trałka – Jevtić (85. Pawłowski), Kownacki (73. Makuszewski), Majewski – Robak
Arka: Steinbors – Socha, Sobieraj, Marcjanik, Warcholak – Łukasiewicz, Marciniak – Da Silva (54. Siemaszko), Szwoch, Bożok (83. Hofbauer) – Trytko (70. Zarandia)