Mimo że chwilę po zderzeniu piłkarzy Bartosz Białek zdobył gola dla Zagłębia, nikt na stadionie zwrócił na to uwagi. Uwagę kibiców przykuł nieruchomo leżący na murawie Arkadiusz Malarz. Zaniepokojony trener gospodarzy Kazimierz Moskal wysłał na rozgrzewkę rezerwowego golkipera Dominika Budzyńskiego, ale staranowany Malarz, tuż po odzyskaniu świadomości stanowczo oświadczył, że dokończy mecz.
Po zakończeniu spotkania "Malowany" przeszedł specjalistyczne badania. Na szczęście nie poniósł uszczerbku na zdrowiu. W środę, choć jeszcze obolały, bramkarz trenował z drużyną i raczej nie ma niebezpieczeństwa, by nie mógł wystąpić w poniedziałkowym starciu przeciwko Koronie w Kielcach.

i
Arkadiusz Malarz już po raz kolejny pokazał, że jest nie lada twardzielem. w przeszłości nie raz pokazał, że trudno go złamać. Jeszcze grając w Legii, podczas finału Pucharu Polski w 2016 roku został trafiony w nogę świecą dymną rzuconą z trybun przez kibiców Lecha Poznań. Odrzucił petardę i grał dalej. Rok później w meczu z Górnikiem w Zabrzu, bramkarz został kopnięty w głowę przez Igora Angulo i został odwieziony do szpitala.