Arkadiusz Malarz, mama

i

Autor: Arkadiusz Malarz/Archiwum prywatne Arkadiusz Malarz z śp. mamą Zofią

To Arkadiusz Malarz obiecał mamie przed jej śmiercią. Wzruszające słowa

2018-05-21 12:35

W niedzielę Legia Warszawa świętowała trzeci z rzędu tytuł mistrza Polski. Ekipa ze stolicy wywalczyła go w Poznaniu, po przyznanym walkowerze. Kolejne zwycięstwo w Ekstraklasie miało szczególny wymiar dla bramkarza warszawian. Arkadiusz Malarz nie tylko wybronił Legii kilka spotkań minionej kampanii, lecz także miał osobistą motywację. Chodzi o obietnicę złożoną ukochanej mamie, która zmarła kilka miesięcy temu.

Arkadiusz Malarz to bardzo szczery człowiek. W niedzielę, tuż po wywalczeniu mistrzostwa Polski, kamery Canal+ weszły do szatni Legii Warszawa. Wśród radości zawodników, w oczy rzucało się zachowanie bramkarza. Zamiast szerokiego uśmiechu, towarzyszyły mu łzy i i niezwykłe wzruszenie. Jak się później okazało, dla golkipera warszawskiej ekipy, triumf w Ekstraklasie miał szczególny wymiar. Mistrzostwo obiecał bowiem i zadedykował zmarłej kilka miesięcy temu mamie. "Dla ciebie Mamusiu moja kochana te Mistrzostwo, obiecałem i dotrzymałem słowa. Kocham i tęsknie" - napisał na Twitterze piłkarz.

W grudniu Arkadiusz Malarz udzielił szczerego wywiadu "Super Expressowi". Opowiedział w nim o bardzo trudnych chwilach. W krótkim czasie stracił bowiem teściową oraz mamę. - Na ciosy, które na nas tak nagle spadły, nie da się przygotować. Nie życzę ich najgorszemu wrogowi. Dlatego potrzebowałem szatni, kontaktu z chłopakami, chciałem się wyżyć na treningu. Przed moją mamą nie odeszła teściowa, ale druga mama. Była wspaniałą kobietą, pomogła nam wychować dzieci, mimo że przez 9 lat walczyła z nowotworem. Patrzyłem jak cierpiała podczas chemioterapii, a przy tym śmiała się z raka. Siły, pozytywnego nastawienia do życia, woli walki mogli jej zazdrościć twardzi faceci - opisywał.

- A dwa tygodnie później zmarła moja mama. Zawiozłem ją na operację i wtedy okazało się, że organizm jest opanowany przez nowotwór. Od razu trafiła na onkologię. Była tak wyniszczona, że jednego dnia dostawała transfuzję krwi, a następnego cała ta krew z niej uchodziła. Jechałem na trening, wracałem do szpitala, spałem przy mamie, na chwilę wpadałem do domu, żeby się przebrać. Potem szpital, trening, szpital... Zbliżał się mecz z Koroną. Chciałem zostać z mamą, ale powiedziała mi – „Idź i broń tak jak zawsze. Nie bój się, nie umrę. Poczekam na ciebie”. Po spotkaniu z powrotem do szpitala żeby podziękować mamie: – Dotrzymałaś słowa, zaczekałaś… – powiedziałem, choć ze wzruszenia nie mogłem się wysłowić. A potem, w tygodniu odeszła... To był największy cios, jaki spadł na mnie w życiu - dodał Malarz.

Wyniki na żywo - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin

Najnowsze