"Super Express": - Jak wyglądały rozmowy z Wisłą?
Boris Pesković: - Wisła kontaktowała się z moim menedżerem już pod koniec grudnia. Potem przeszliśmy do konkretów i ustaliliśmy warunki. Oni czekali jeszcze tylko na dopięcie formalności w Cluj, testy medyczne i od razu mieliśmy podpisać kontrakt.
- Skąd w takim razie ten nagły zwrot akcji?
- To pan Cupiał podjął decyzję, a tak przynajmniej słyszałem. Byłem już po testach medycznych, wszystko było w porządku. Pozwolono mi jechać na dwa dni do domu. Wróciłem w poniedziałek i dostałem telefon, że we wtorek będziemy rozmawiali i że wszystko jest OK. We wtorek po południu dowiedziałem się, że to nieaktualne i że nie podpisujemy umowy. Tak bywa, ale przykro mi, bo myślałem, że Wiśle zależy. Bardzo chciałem grać w Krakowie, inaczej nie rozwiązłbym kontraktu z Cluj. Tam zarabiałem o 70 procent więcej w porównaniu z tym, co dawała mi Wisła. Ale teraz nie ma ani Wisły, ani Cluj...
Przeczytaj koniecznie: Izabela Łukomska-Pyżalska w Warcie Poznań nie ma lekko - GALERIA
- Zdążyłeś już zastanowić się, w jakim klubie będziesz teraz grał?
- Trzeba szukać czegoś nowego. Nie mam innego wyjścia, bo mam na utrzymaniu rodzinę. Wszystkie oferty, które miałem, odrzuciłem i teraz będzie ciężko.
- Kibice Wisły też nie chcieli cię w klubie...
- Kibic może mieć swoje zdanie, ale jak władze są zdecydowane, to mają swoje głowy. To nie jest mój pierwszy klub od afery ze Świtem osiem lat temu. Grałem w innych drużynach i wszyscy widzieli, że wykonywałem dobrą robotę. Żałuję tego, co się stało w Świcie, ale w tamtych czasach to mogło się dziać w każdym klubie. Chciałbym cofnąć czas, ale teraz już jest pozamiatane i trzeba dalej z tym żyć.
- Masz żal do Wisły?
- Nie chcę mówić źle o klubie. I tak nie chciałem zostać w Cluj, ale miałem inne propozycje. Mogli powiedzieć chociaż tydzień wcześniej: "Borys, nie przyjeżdżaj". Chciałem iść na ich warunkach, bez żadnych kokosów. Po prostu bardzo chciałem grać w Wiśle i zdobyć z nią mistrzostwo.