Diaz przyszedł do Śląska za czasów trenera Ryszarda Tarasiewicza. Miał być wielką gwiazdą, przyjeżdżał jako król strzelców ligi boliwijskiej. "Taraś" stracił jednak pracę, a Lenczyk do Latynosa nie miał przekonania. Najpierw stawiał na Sotirovicia, potem na Gikiewicza i Szewczuka, a po Diaza sięgnął dopiero wtedy, gdy już nie miał wyjścia. I... Argentyńczyk eksplodował!
- Mecz z Arką był moim najlepszym występem w polskiej lidze, choć to nie pierwszy hat trick w karierze. W lidze boliwijskiej dwa razy strzeliłem po trzy gole, a raz nawet cztery - mówi "Super Expressowi" Diaz, który choć mocno się hamuje, to nie potrafi ukryć niechęci do Lenczyka.
Przeczytaj koniecznie: Legia - Polonia Bytom, wynik 4:0. Śląsk - Arka, wynik 5:0. Zapis relacji na żywo. Wyniki ostatniej kolejki
- Postanowiłem, że o trenerze nie będę mówił ani dobrze, ani źle. Było między nami sporo nieporozumień, trudno było mi zaakceptować sytuację, w której grałem mało albo wcale. Wkurzałem się strasznie - przyznaje najlepszy strzelec Śląska (wspólnie z Kaźmierczakiem, po 8 goli).
Kilka miesięcy temu Argentyńczyk nie wytrzymał, wybrał się do władz klubu i powiedział, że ma dość. To było zaraz po wyrzuceniu z klubu Vuka Sotirovicia i działaczom Śląska bardzo wtedy zależało, aby nie robić kolejnej afery. Diaz dał się przekonać, ale złość na Lenczyka mu pozostała. Dlatego mimo że ma kontrakt, nie do końca jest przekonany do pozostania w Śląsku.
- Nie może być tak, że miałbym w przyszłym sezonie znów siedzieć na ławce. Ostatnimi meczami pokazałem, że mogę być ważną częścią zespołu i tak chciałbym być traktowany. Mój menedżer jest już w Polsce i będzie rozmawiał z działaczami. Czy te ostatnie gole dedykuję trenerowi? Nie! Po jednym dla żony, córki i kibiców Śląska. W tym sezonie zagrałem w 12 meczach w podstawowym składzie i strzeliłem 8 goli. Niech to mówi za mnie...