Spis treści
- Lech bliższy sercu Frankowskiego
- Dlaczego Jagiellonia złapała zadyszkę?
- Legia wciąż w grze, wyciśnięta jak cytryna
Lech bliższy sercu Frankowskiego
„Super Express”: - Kto będzie mistrzem kraju?
Tomasz Frankowski: - Prawdę mówiąc przy tym obecnym układzie tabeli chyba się nie odważę na jednoznaczne wskazanie faworyta. Natomiast – patrząc na rywalizację przez pryzmat emocji – chyba ciut większą sympatię mam do Lecha (śmiech).
- Bo gra ładniej niż wyrachowany i zimny Raków Marka Papszuna?
- Na koniec tak naprawdę ten styl nie ma większego znaczenia, liczy się skuteczność punktowania. Ale – jak powiedziałem – bliższa mi myśl o końcowym sukcesie Lecha.
Dlaczego Jagiellonia złapała zadyszkę?
- Za to, jako białostoczanina, zapewne boli pana serce na myśl o tym, że Jagiellonia nie obroni tytułu sprzed roku?
- Cóż… Jagiellonia miała – w kraju i na arenie europejskiej – bardzo dobry okres do połowy kwietnia, krocząc niemal od zwycięstwa do zwycięstwa. A potem nagle nastąpiła zadyszka i zaczęło być bardzo trudno o punkty.
- Jaka tego przyczyna, pana zdaniem?
- Banalna. Kołdra jednak okazała się za krótka. Kluczowi piłkarze – Jesus Imaz, Taras Romanczuk, Afimico Pululu – po prostu sprawiają ostatnimi czasy wrażenie zmęczonych sezonem. Ciągnęli zespół przez osiem miesięcy, grając na trzech frontach, aż w końcu przyszedł moment krytyczny. Nie ma się co czarować: w obecnej sytuacji sukcesem będzie utrzymanie się Jagiellonii na podium, równoznaczne z występami w pucharach w kolejnym sezonie. Ich brak byłby ogromnym rozczarowaniem.
- Goniąca Jagę szczecińska Pogoń jest ostatnio w niezłej formie…
- No i zapewne wszystko rozstrzygnie bezpośrednie starcie tych dwóch drużyn w ostatniej kolejce. Choć ja bym tu jeszcze całkowicie nie skreślał Legii.
Legia wciąż w grze, wyciśnięta jak cytryna
- Legia akurat ma już zapewnioną grę w Europie po zdobyciu Pucharu Polski. Myśli pan, że jeszcze się zbierze po tym sukcesie i powalczy w lidze?
- Od trzech tygodni, czyli od wygranej w Londynie z Chelsea, jest zdecydowanie na fali wznoszącej. Trener Goncalo Feio – mam wrażenie – wycisnął tę grupę ludzi jak cytrynę. I wcale bym nie wykluczał, że w Warszawie liczą – po pierwsze – na własne wygrane do końca sezonu, po drugie – na potknięcia Jagi i Pogoni. Nie wykluczam więc Legii na podium, choć – jako białostoczanin – raczej jej tego nie życzę (śmiech).
