"Super Express": - Z Polonii pewnie pamiętasz głównie Józefa Wojciechowskiego...
Marcelo Sarvas: - Jego nie da się zapomnieć (śmiech). Nie ukrywam, że w Los Angeles Galaxy zarządzanie klubem wygląda inaczej. W Polonii przeżyłem czterech czy pięciu trenerów. Brakowało stabilizacji, ciągle się kotłowało. Piłkarzom to nie pomagało, choć nie byłem tam źle traktowany.
- To ciekawy przeskok, z Polonii do Galaxy. Czyli od Dziewickiego do Beckhama...
- Różne rzeczy się zdarzają. Po odejściu z Polonii trafiłem do ligi kostarykańskiej. W amerykańskiej Lidze Mistrzów graliśmy z Galaxy, pokazałem się z dobrej strony i dostałem ofertę z LA. Nie było się nad czym zastanawiać...
- Galaxy jest naszpikowane gwiazdami. Beckham, Robbie Keane, Landon Donovan. Ale dobrze sobie radzisz w tym towarzystwie...
- Początek miałem trudny, ale dałem radę. Gram dobrze, mój gol kandyduje do miana trafienia sezonu. Fajnie grać u boku Beck- hama. Rzuty wolne, rożne, podania... To wciąż klasa światowa.
- A poza boiskiem? Bufon, narcyz?
- Nie. Pogada, pożartuje. Ja się trzymam z rodakami, bo Brazylijczyków jest tu czterech. Ale w klubie Beckham często dołącza do nas, bo mówi, że lubi piłkarzy z Brazylii od czasów gry w Realu.
- A na miasto razem wyskakujecie?
- Nie. Beckham ma jednak swój świat. Codziennie wywiady, reklamy... Gdybym chciał z nim zjeść obiad poza klubem, to musiałbym się chyba zapisać na długą listę oczekujących (śmiech). Poza tym on ma czwórkę dzieci, przychodzi z nimi na trening. Rodzinie poświęca mnóstwo czasu.
- Fajnie grać z Beckhamem, ale MLS nie powala poziomem. Jest lepsza od Ekstraklasy?
- Poziom jest podobny, ale MLS ma jedną przewagę - wielkie gwiazdy. Beckham, Thierry Henry, Robbie Keane, Rafael Marquez. Takich piłkarzy w Polsce jeszcze długo nie będzie.
- A z języka polskiego coś jeszcze pamiętasz?
- Umiem liczyć: "raz, dwa, trzy, cztery ".
- Tak odliczałeś dni do wypłaty?
- (śmiech). Nie, pod względem finansowym w Polonii wszystko było w porządku.