Wywodził się z branży górniczej, a nim do Zabrza trafił – i stowarzyszenie przekształcił w spółkę akcyjną – miewał ambicje bycia ważną personą w środowisku futbolowym. Do dziś na przykład legendarnemu Hubertowi Kostce, trenerowi mistrzowskich Szombierek w 1980 roku, krew szybciej krąży w żyłach na wspomnienie zasług, jakie w kontekście tamtego tytułu przypisywał sobie Stanisław Płoskoń jako ważna persona górniczego resorty
W świat futbolu na dobre wszedł ponad półtorej dekady później, w 1996, dzięki wygranym wyborom na prezesa KS Górnik. Że miał to uczynić dzięki głosom pracowników swej firmy, którym wcześniej opłacił składki członkowskie, a więc i prawo udziału w walnym zebraniu członków stowarzyszenia? No cóż, tak mówiono i pisano, a on akurat w tym przypadku tego nie prostował, nie ripostował, nie dementował. I tak jednak zarówno żurnalistów, jak i przede wszystkim piłkarzy miał... niekoniecznie w poważaniu, choć przecież nie tylko był prezesem i właścicielem klubu, ale też „spiritus movens” jednej z popularniejszych w tamtym okresie stacji radiowych na Śląsku.
Z drugiej strony – zawodnikom krzywdy zrobić nie pozwalał, a poślizgi w wypłatach (czasem kilkumiesięczne) w Zabrzu to raczej zupełnie inna, „pozaPłoskoniowa”, epoka. Inna rzecz, że – lubiąc nazywać rzeczy po imieniu – o futbolu mówił niemal wyłącznie w kategoriach „bagna” (i to na kilka lat przed wybuchem afery korupcyjnej). Najczęściej zaś powtarzał opinię o tym, że polscy piłkarze zwyczajnie są przepłacani. Proponował – co nigdy nie spotkało się, z oczywistych względów, z entuzjastycznym przyjęciem - „urawniłowkę” w wypłatach. „Wszyscy powinni dostawać tyle samo, a całą resztę niech sobie podnoszą z murawy” - mawiał.
Piotr Białoń nie żyje. Znany hokejowy bramkarz był sześć razy mistrzem Polski
Nie przeszkadzało mu to jednak w piłkarskich transferach, i to na niemałą skalę. Sprzedał do Krakowa Kamila Kosowskiego, do Niemiec – Tomasza Hajtę, a do Francji – Marcina Kuźbę. Za całkiem poważne jak na tamte czasy środki, które pozwalały Górnikowi egzystować w lidze już bez niegdysiejszego patrona w postaci branży górniczej. On sam zaś dzielił i rządził w zasadzie jednoosobowo; zwalniał i zatrudniał trenerów z częstotliwością większą niż jeden na rok, sam też autorytatywnie mianował kapitanów drużyny. Wiosną 2001 cudem niemal zabrzanie uratowali się przed spadkiem, w lipcu walne zgromadzenie akcjonariuszy przyjęło rezygnację Stanisława Płoskonia z fotela prezesa, kilka miesięcy później sprzedał on także swoje udziały w Górnik SSA. Nigdy jednak nie mijał klubu obojętnie, w ostatnich latach wielokrotnie bywał gorzkim recenzentem poczynań obecnego właściciela Górnika, czyli gminy Zabrze.