Żółta koszulka, lekko rozjaśniona grzywka, a do tego nerwowo skubane przez cały mecz pestki słonecznika - trener Arki, Czesław Michniewicz (38 l.), przypominał w Gliwicach... kanarka.
- Jeszcze jako bramkarz Amiki przyjeżdżałem tutaj i zawsze lubiłem kupować słonecznik i go skubać. Teraz też byliśmy na stadionie godzinę przed meczem, więc skorzystałem z okazji - wyjaśniał ze śmiechem.
Jak prawdziwy kanarek śpiewał z zachwytu, gdy dwie bramki dla jego zespołu zdobył Zbigniew Zakrzewski. Serce zamarło mu, gdy w starciu z obrońcami Piasta strzelec goli padł jak rażony gromem. - To było uderzenie w krtań - opowiadał "Zaki". - Nie mogłem złapać oddechu. Chyba Jabłko Adama wpadło mi tam do środka. Na szczęście nic się nie stało, ale czułem krew w ustach.