Klub znad morza jest sprawcą największej sensacji w ćwierćfinale Pucharu Polski, wyrzucił z tych rozgrywek Wisłę Kraków. W rewanżu "Biała Gwiazda" przegrała na Suchych Stawach 1:3. Lechia wygrała w Krakowie po 54 latach!
Przeczytaj koniecznie: Puchar Polski: Janoszka wykopał Legię z Pucharu (WIDEO!)
- Wszyscy mówią, że to niespodzianka, ale... dla mnie to żadne zaskoczenie - zdradza Dawidowski. - Pojechaliśmy do Krakowa po zwycięstwo. Zakładaliśmy, że od pierwszych minut rzucamy się na wiślaków. I tak się stało, bo przecież dwa gole zdobyliśmy już w pierwszych dziesięciu minutach, a ja miałem swój udział przy drugim trafieniu. Wówczas w zasadzie było po sprawie. Wykorzystaliśmy luki w obronie Wisły, której przyszło grać bez Arka Głowackiego i Marcelo - opowiada.
- I niech ludzie sobie mówią, że wygraliśmy, bo Wisła miała zadyszkę. A co powiedzą, gdy Puchar Polski trafi w nasze ręce? - pyta "Dawid", który już teraz ma powody do satysfakcji. Wygrał z Wisłą, w której spędził pięć lat. Tyle że wówczas głównie był kontuzjowany.
Patrz też: Borussia Dortmund zaoferuje 5 mln euro za Lewandowskiego
- Nie napinałem się na mecze z krakowskim zespołem - zapewnia. - Choć to prawda, że te pięć lat w Krakowie to był dla mnie czas stracony. Wiadomo: kontuzje. Ale w Lechii przez siedem miesięcy postawiono mnie na nogi. A tych wszystkim, którzy mówili, że jestem już kaleką i nadaje się na wózek, teraz serdecznie pozdrawiam - mówi z ironią.
Jutro przed piłkarzami Lechii kolejny egzamin. W Gdańsku zmierzą się z warszawską Legią.
- Sukces z Wisłą był nam potrzebny, bo choć wszyscy nas chwalili, to brakowało nam wygranej z zespołem z czołówki - przyznaje. - Mamy na rozkładzie wiślaków, więc dobrze byłoby zakończyć tydzień wiktorią nad legionistami. Chcemy ucieszyć kibiców wygraną u siebie, bo do tej pory największe zwycięstwa odnosimy na wyjazdach - zauważa Dawidowski.