Do trzech razy sztuka? Taką nadzieję mieli kibice „Niebieskich”, gdy zaczynał się mecz ich ulubieńców z Koroną. Chorzowianie po powrocie do macierzystego miasta (przez wiele miesięcy grali przecież w roli gospodarzy w Gliwicach) zanotowali na Stadionie Śląskim dwa remisy. Najpierw w „kosmicznym meczu” podzielili się punktami z liderem tabeli, Śląskiem Wrocław (2:2), potem mogli sobie pluć w brodę po bezbramkowym wyniku z Radomiakiem; byli wtedy zespołem lepszym.
Wygrywanie w tym sezonie beniaminkowi przychodzi jednak z trudem. Ruch wygrał tylko raz, w 2. kolejce, pokonując ŁKS 2:0. Grano wtedy w przyjemnym lipcowym ciepełku, a po tym sukcesie „Niebiescy” wskoczyli na szóste (!) miejsce w tabeli. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Inny trener wysyła w bój jedenastkę Ruchu, w Chorzowie termometry wskazywały parostopniowy mróz, a w tabeli ekipa z Cichej wyprzedza tylko pokonanego przez siebie cztery miesiące wcześniej beniaminka z Łodzi.
Rywale chorzowian tymczasem w coraz niższych temperaturach czuli się coraz lepiej. Nie przegrali żadnego z siedmiu ostatnich spotkań ligowych, dokładając do tego awans do 1/8 finału Pucharu Polski. Na dodatek Ruch – po czerwonych kartkach dla Szymona Szymańskiego i Konrada Kasolika w zaległej potyczce z Widzewem – na mecz z kielczanami wyszedł z nieco eksperymentalnym zestawieniu personalnym w defensywie.
I to – zwłaszcza w I połowie – było widać. Goście kilkakrotnie doszli do strzałów z 16 metrów i tuż zza tej linii. Początkowo jednak pudłowali, a gdy nastawili celowniki, znakomicie interweniował Krzysztof Kamiński między słupkami ruchowskiej bramki.
Kibice Ruchu – którzy mimo mrozu znów zjawili się w sporej liczbie na trybunach Stadionu Śląskiego – gorącym dopingiem dawali jednak wyraz wierze w przebudzenie gospodarzy. I tak się stało już w pierwszej groźnej akcji po zmianie stron! Łukasz Moneta, u progu sezonu przesunięty do rezerw i przywrócony do pierwszej drużyny kilka tygodni wstecz – nie „spalił” podania Patryka Sikory. Co prawda sytuację „jeden na jeden” z Xavierem Dziekońskim przegrał, ale odbitą przez bramkarza piłkę zdołał jeszcze dograć do Daniela Szczepana, a ten wepchnął ją z paru metrów o siatki!
Gol napastnika „Niebieskich” nie wystarczył jednak do wygranej. Nerwy miejscowych fanów trwały do końca, bo Ruch (Kacper Michalski, Tomasz Foszmańczyk) nie wykorzystał dobrych okazji po kontrach, a Korona uporczywymi dograniami w „szesnastkę” wzbudzała alarm pod bramką gospodarzy. I dopięła swego: w doliczonym czasie gry i zamieszaniu, piłkę do siatki Ruchu skierował jego były gracz, Miłosz Trojak!
Ruch Chorzów – Korona Kielce 1:1 (0:0)
1:0 Szczepan 49. min, 1:1 Trojak 90+2. min
Sędziował Daniel Stefański. Widzów 13099.
Ruch: Kamiński – Michalski, Szur, Sadlok Ż, Bartolewski – Skwierczyński (46. Długosz), Swędrowski, Sikora (78. Tomas Podstawski), Moneta (67. Foszmańczyk Ż) – Kozak – Szczepan (88. Feliks)
Korona: Dziekoński – Zator, Malarczyk, Trojak, Godinho – Hofmeister Ż – Deaconu (84. Strzeboński), Remacle (62. Podgórski), Nono (70. Takac), Błanik Ż (62. Konstantyn) – Dalmau (62. Szykawka)