Co roku greckie wyspy są odwiedzane przez wielu turystów. Panujące tam niespotykanie wysokie temperatury sprawiły, że niemal cały kraj obawia się pożarów. Te już teraz sieją spustoszenie w wielu miejscach. Upały mają nie ustąpić.
Więcej o tym, co dzieje się w Grecji opowiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Paweł Gmoch, syn trenera Jacka Gmocha całe życie krąży między Polską i Grecją.
SPRAWDŹ: Pogoń wypracuje zaliczkę przed rewanżem? Portowcy zdecydowanym faworytem starcia z Linfield
— W sumie to mogę powiedzieć, że odkąd mieszkam w Grecji, nie było równie dużych upałów, równie gorącego lipca — mówi Paweł Gmoch, tłumacząc, że w niektórych miejscach Grecji może być nawet 48 stopni Celsjusza.
— Niedaleko naszego rodzinnego domu także doszło do pożaru. To są okolice Lagonisi, nadmorskiego kurortu. Tam na zboczu góry zaczęły się pożary, jakieś 2-3 kilometry od naszego domu. Przy zmianie kierunku wiatru to była może kwestia godziny. Dlatego wracając z weekendu w Porto Heli, prewencyjnie ewakuowałem rodziców, trenera Jacka Gmocha, moją mamę i gości, których mieliśmy. Zresztą po drodze w Koryncie sam natrafiłem na pożar, który o mały włos zagrodziłby mi drogę do Aten — opowiedział.