Gdyby policzyć wszystkie punkty, które Wisła wywalczyła dzięki sędziom, to mogłaby się znaleźć w drugiej części tabeli, nawet tuż nad strefą spadkową. Tym razem arbiter Robert Małek nie uznał gola dla ŁKS, odgwizdując spalonego. Dzięki niemu Wisła wygrała 2:1.
- Arbitrzy mylą się wszędzie. W Niemczech i Grecji, gdzie grałem, też nie brakowało sędziowskich lapsusów, ale u nas to jest nagminne! - zauważa Mięciel. - Nie ma kolejki, by prowadzący mecze kogoś nie skrzywdzili. Najgorsze jest przy tym, że nie potrafią się przyznać do błędów. Gdyby po konsultacji z asystentem i sędzią technicznym Małek zmienił swoją decyzję, byłby bohaterem. Jednak się nie odważył. A my za to płacimy, bo kto wie, może po golu na 2:2 udałoby się zdobyć i zwycięską bramkę? Tym bardziej że w końcówce zdecydowanie przeważaliśmy. A co będzie, jeśli okaże się, że do utrzymania zabrakło nam punktów, które w niedzielę straciliśmy przez sędziego? - pyta Mięciel.
Robert Maaskant, który wcześniej nie szczędził ostrych słów sędziom, po meczu z ŁKS-em stwierdził tylko: - Nauczyłem się w Polsce, by nie komentować pracy arbitrów.
- Sędziowie muszą się wziąć do roboty. Nie wiem, jak i ile razy w tygodniu trenują, ale chyba za mało, skoro tak często się mylą. O wynikach meczów muszą decydować umiejętności piłkarzy, a nie pomyłki arbitrów - dodaje Mięciel.