- Walka o mistrzostwo może skończyć się taką sytuacją, jakiej ja sam nie pamiętam – mówi „Super Expressowi” Franciszek Smuda, który dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski z Widzewem i raz z Wisłą Kraków.
"Super Express": - Kto będzie mistrzem Polski na pana wyczucie?
Franciszek Smuda: - Trudno powiedzieć. W lepszej sytuacji jest Jagiellonia, której wystarczy każde zwycięstwo z Wartą, ale nie można drużyny z Poznania lekceważyć, skoro może być zdegradowana i musi do końca walczyć. Śląsk ma trudniejszego rywala jakim jest Raków, ale drużynę Magiery stać na zdobycie trzech punków. Śląsk po pewnym kryzysie w ostatnich meczach grał naprawdę dobrą piłkę. Spodziewam się dużych emocji w tej ostatniej kolejce.
- To jak ostatecznie pan typuje?
- Może być tak, że oba zespoły skończą z tą samą liczba punktów i zadecyduje bilans bezpośrednich meczów. W tym lepsza jest Jagiellonia. Nie przypominam sobie, czy była taka sytuacja w całej mojej karierze, że o tytule mistrzowskim może zadecydować bilans bezpośrednich meczów i bramki (zdarzyło się w sezonie 1981/82 - red.).
- Co z trzecim spadkowiczem, kto nim będzie?
- Też trudno prognozować, ale mam nadzieję, że moja ulubiona drużyna - może się niektórzy się zaśmieją - którą jest Puszcza, obroni się przed spadkiem. Kibicowałem Puszczy od początku, bo naprawdę mały klub tak funkcjonujący, z niskim budżetem, budzi sympatię. Kibicuję im do końca sezonu i dużo im nie brakuje do utrzymania. Pomijając to, że trener Tomasz Tułacz był moim zawodnikiem przed laty, gdy prowadziłem Stal Mielec.
- To trochę normalne, że "maluczcy" wzbudzają sympatię. Trener Tomasz Tułacz w wywiadzie dla „Super Expressu” mówił, że odbierał gratulacje od przypadkowych kibiców w odległym Szczecinie.
- To prawda, ja również znam takich spoza Niepołomic. Wszyscy myśleli, że Puszcza będzie chłopcem do bicia, a najprawdopodobniej się utrzymają. Budżet mają jaki mają, ale Tomek Tułacz poskładał drużynę. Znalazł styl i sposób gry pod zawodników, jakich ma w drużynie.
- Pomijając ciekawą końcówkę ligi, to największy szum w ostatnich dniach wywołał powrót Marka Papszuna do Rakowa. Jest pan zaskoczony?
- Różne rzeczy czytałem w gazetach na jego temat, że wyjedzie do pracy za granicę. Padały już nazwy klubów i myślałem, że już wcześniej podejmie decyzję i tak się stanie. Nie znamy detali, ale może przekalkulował, że praca w Rakowie mu najbardziej odpowiadała i stąd taka decyzja.
- Dobra dla niego?
- Właściciel klubu ma duże ambicje. Myślę, że po roku przerwy powrócą do europejskich pucharów. Wówczas i trener Papszun będzie miał okazję pokazać się w Europie, i w przyszłości znaleźć klub poza Polską.