„Super Express”: - Kiedy 40 lat temu Marian „Magnat” Dziurowicz dowiedział się, że Jan Furtok – najlepszy piłkarz w historii GKS-u – rozważa odejście do Górnika, złapał przebywającego akurat w szpitalu podopiecznego za szyję i własnoręcznie „wydusił” zeń rezygnację z tego pomysłu. Pana nikt dusić nie musiał?
Marek Koniarek: - Nie, bo akurat z Górnika nigdy oferty nie dostałem (śmiech). To, że w Zabrzu chcieli Furtoka, jest zrozumiałe. Ale mieli tam swoich własnych świetnych strzelców: Andrzeja Pałasza, Andrzeja Iwana, Janka Urbana.
- GKS za pańskich czasów deptał Górnikowi po piętach, ale w 2. połowie lat 80. to zabrzanie zgarniali złoto, a wy – co najwyżej srebro. Mieli więcej pieniędzy?
- Pewnie też. Ale przede wszystkim mieli - myślę, że koledzy z tamtych czasów z Katowic się nie obrażą – mocniejszy zespół: bodaj sześciu czy siedmiu reprezentantów w jedenastce. Od wspomnianego Urbana strzelającego gole po Józka Wandzika w bramce.
- Wandzikowi niełatwo było strzelić?
- Ale czasem się strzelało… Choć najbardziej to on mnie chyba nie z bramek zapamiętał, tylko z tego, jak mu korkami o plecy zahaczyłem w finale Pucharu Polski. Nie złośliwie, a po prostu w walce. „Koniar, ale mi, k….a, dał przejechał” – do dziś pamiętam jego słowa.
- Bywały złośliwości w meczach GKS-u z Górnikiem?
- Generalnie nie; byliśmy przecież dobrymi znajomymi, choć na piwie się nie spotykaliśmy. Z „górniczych” obrońców zapamiętałem Marka Kostrzewę. Twardy był; w jednym z meczów „wyciął” mnie… już na bieżni, za linią autową!
- Przywołał pan finał Pucharu Polski z 1986, wygrany przez GKS 4:1. To do dziś najbardziej „kultowy” mecz z Górnikiem w całej historii derbów?
- Chyba tak. Nikt na nas nie stawiał. Nawet chyba.. my sami. Na Stadion Śląski, gdzie rozgrywano mecz, przyjechaliśmy prosto ze zgrupowania w Tarnowskich Górach, w dresach i sportowym obuwiu. A „górnicy” – mistrzowie Polski – wiadomo: w garniturach, lakierkach, uczesani (śmiech). A potem Janek strzelił im trzy gole, ja dołożyłem czwartego i… musieliśmy pożyczyć od rywali szampana.
- No właśnie. Czemu?
- Bo u nas nikt o tym nie pomyślał przed meczem. A oni byli przygotowani, sporo butelek ze sobą wzięli, schłodzili w lodówkach. Ale to my na koniec całego tego szampana im wypiliśmy!
- To był pierwszy wielki sukces GKS-u w historii, więc radości trudno się dziwić. Choć jeden z pomeczowych harców skończył się boleśnie – o waszym fizjoterapeucie myślę…
- A owszem, Wojtek Spałek poczuł ciężar triumfu. Konkretnie – tej pokrywki na trofeum, jakie nam wręczono. Biegaliśmy z nim wokół boiska, wznosząc go wysoko. I pewnym momencie, gdy pucharu trafił w ręce Wojtka, zsunęła się z niego pokrywa i spadła mu na głowę! Ciężka była, ale na szczęście nic groźnego się mu nie stało.
- Kto będzie pić szampana w sobotę w Zabrzu?
- Coś mi się wydaje, że być może znowu „GieKSa”. Jakoś mi się bardziej katowiczanie podobają w tym sezonie; bardziej niż zabrzanie „zapieprzają” na boisku.
- Utrzymają się w lidze?
- Myślę, że tak grając, nie powinni się o utrzymanie martwić. Stanowią zespół, team. I tylko im w przodzie brakuje kogoś, który by stwarzane okazje wykorzystywał i wbijał piłkę do bramki. Takiego – powiedziałbym - Janka Furtoka, albo może Marka Koniarka (śmiech).
- To dziś największy „deficyt” GKS-u?
- Na pewno duży. I jeszcze bym im jakiegoś lidera mentalnego dorzucił, bo nie widzę kogoś takiego na boisku. Furtoka albo Piotrka Piekarczyka z moich czasów; potem jeszcze tylko Kazek Węgrzyn potrafił tak na nas ryknąć, jak oni.
- Będzie pan w Zabrzu?
- Chciałbym. Ale – zgodnie z porzekadłem: sport to zdrowie – mam trochę kłopotów z biodrem, operowanym w przeszłości. Zobaczymy, jak będzie z samopoczuciem w sobotę.
- Z innej beczki na koniec: czeka już pan na otwarcie nowego stadionu w Katowicach?
- Czekam, bo piękny będzie. Ale też się zastanawiam, czy uda się na każdym meczu zapełnić kilkunastotysięczne trybuny. Bukowa teraz jest pełna, ale kiedy GKS – również za moich czasów – grywał niektóre spotkania w roli gospodarza na Stadionie Śląskim, bywało różnie z frekwencją. To jest wyzwanie dla naszych kibiców: przyjść nie tylko na otwarcie czy na mecz z Górnikiem albo Legią, ale też i na inne potyczki ligowe. Wierzę, że chłopaki będą grać dobrze i przyciągną ludzi na widownię.
Listen to "SuperSport" on Spreaker.