- Pierwsze sygnały, że może mieć talent, pojawiły się, gdy miał 3-4 lata, w czasie zabaw z piłką. Już wtedy świetnie sobie z nią radził - opowiada pan Krzysztof. - Gdy miał 8 lat, przyjechał do nas obóz wędrowny złożony z 14-latków - wspomina pan Krzysztof. - Chłopcy poszli pograć w piłkę na naszym boisku. Po jakimś czasie żona patrzy, a tam wychowawca tych chłopaków siedzi wpatrzony w naszego biegającego po boisku syna jak w obrazek. "Czyje to dziecko?" - pyta. "Moje" - słyszy odpowiedź. "Gratuluję pani! Trzy razy już mnie wołali na kolację, ale nie poszedłem, bo nie mogę się napatrzeć, jak ten malec radzi sobie z tymi starszymi chłopakami".
Potem był pierwszy turniej, w Piasecznie. 10-letni Rafał został królem strzelców. - Wszyscy nie mogli się go nachwalić. Wtedy już wiedziałem, że warto zainwestować w niego mój wolny czas - opowiada pan Krzysztof, który miał papiery trenerskie i jako dyrektor gimnazjum stworzył przyszkolny klub Jastrząb. Małego Rafała nie trzeba było namawiać do treningów.
Przeczytaj koniecznie: Marek Wieczorek podał się do dymisji. Znajomy minister Muchy odchodzi z Centralnego Ośrodka Sportu
- To jest dzieciak, który żyje futbolem i zaraża nim tak jak niektórzy ospą. Wracał ze szkoły, godzina na odrobienie lekcji i od razu piłka pod pachę i na boisko. Godzinami mozolnie doskonalił sam to, co ćwiczyliśmy na treningach: strzały, dryblingi, sztuczki. Mógł nie spać, żeby tylko jeszcze trochę potrenować - opowiada tata Rafała. - Zawsze był drobny, mniejszy od rówieśników. Wiedział, że musi nadrabiać techniką.
Poza boiskiem Rafał to niezwykle grzeczny, skromny i ułożony chłopak. - Jako syn dyrektora szkoły miał już na starcie przegrane życie - śmieje się pan Krzysztof. - Zawsze wymagałem od moich dzieci dużo, a one wiedziały, że muszą świecić przykładem, bo inaczej podkopywałyby w szkole mój autorytet. Jak tylko był jakiś problem, szybko lądowały u mnie na dywaniku.
Rafał ma trójkę rodzeństwa. Dwóch braci i siostrę. Młodszy od niego o rok Paweł właśnie został piłkarzem Legii (w Młodej Ekstraklasie). Talentem podobno nie ustępuje Rafałowi. - Marzy mi się, żeby w Legii zagrało dwóch Wolskich - uśmiecha się pan Krzysztof. Tylko czy wcześniej Rafał nie wyjedzie na Zachód? Do Legii wpłynęła już oferta włoskiej Romy. - To nie jest jeszcze dobry moment, żeby wyjechać, i Rafał o tym wie. Twardo stąpa po ziemi - dodaje.
Młody gwiazdor Legii często przyjeżdża do Głowaczowa, żeby zobaczyć się z rodziną i zjeść ulubione pierogi z mięsem, które gotuje mu mama. - Wcześniej przyjeżdżał pociągiem, a teraz kupił samochód. Trochę się martwiłem o niego, bo jak robił prawko i uczyłem go jeździć, to mało nie wjechał w płot - kończy ze śmiechem Krzysztof Wolski.
Nie przegap
1/4 finału Pucharu Polski
Gryf Wejherowo - Legia Warszawa - 15.00 TVP Sport