"Super Express": - Jesteś w Polsce od niedawna, ale już udało ci się zdobyć serca białostockich kibiców. Spodziewałeś się takiego początku w twoim wykonaniu?
Afimico Pululu: - Na pewno bardzo mi zależało na dobrym starcie. Przychodząc do Jagiellonii chciałem coś udowodnić, pokazać, że mogę grać na wysokim poziomie. Od początku otrzymałem bardzo duże wsparcie z trybun oraz od drużyny i po prostu teraz chcę się zrewanżować dobrą postawą.
- Po każdej bramce zdobytej w tym sezonie bardzo ekspresyjne wyrażałeś swoją radość.
- Jak już wspomniałem dobrze chciałem wejść do drużyny. W poprzednich klubach mało grałem, a tutaj zależy mi na odbudowaniu się i udowodnieniu swojej wartości sportowej. Ta radość połączona z euforią trybun bardzo mi się udzieliła, potem było także fetowanie w szatni.
- Osiem meczów, pięć goli i jedna asysta – twoje statystyki budzą respekt. Można powiedzieć, że wszedłeś „z buta” w ligę.
- Indywidualne statystyki bardzo mnie cieszą. Jestem tutaj, aby pomóc drużynie. Jeżeli moje gole i asysty zapewnią nam punkty oraz wyższe miejsce w tabeli, to tylko będę się cieszył. Mamy naprawdę sporo jakości. Widzę to na każdym treningu i fajnie, że udowadniamy to na boisku. Po takich meczach jak we Wrocławiu, czy Łodzi jest sportowa złość, ale wiemy, że w kolejnym spotkaniu możemy się odegrać.
Kosta Runjaić o postawie Legii Warszawa. Mówi o energii, zaangażowaniu i cierpieniu
- Dlaczego zdecydowałeś się na Polskę i Jagiellonię?
- Klub był bardzo zdeterminowany, aby po mnie sięgnąć. Rozmawiałem z dyrektorem sportowym, z trenerem. Ich wizja budowy drużyny przekonała mnie, że warto tutaj przyjść. Dużo zrobiłem, aby trafić do Jagi. Miałem jeszcze ważny kontrakt w Niemczech, mogłem się stamtąd nie ruszać, ale chciałem tutaj spróbować swoich sił. Rozmawiałem z wieloma znajomymi i wszyscy mnie przekonywali, że to może być ciekawy kierunek. Wiem, że poprzedni król strzelców ligi grał właśnie w Jagiellonii.
- Czy chcesz podobnie jak Marc Gual sięgnąć po koronę króla strzelców?
- Nie myślę o tym, po prostu chcę dobrze grać w każdym kolejnym meczu, bo co po moich golach, jeżeli nie będziemy wygrywali. Najważniejsza jest drużyna. Jestem ambitnym zawodnikiem i wierzę, że wspólnie z Jagą możemy osiągnąć coś wielkiego.
- Bardzo szybko w szatni Jagiellonii pojawił się nowy hit - piosenka "Pululu". Jak na niego zareagowałeś?
- Szczerze, to wcześniej jej nie znałem. Później, już po spotkaniu z Puszczą puścił mi ją Zlatan Alomerović, a kiedy czekałem podczas kontroli antydopingowej do pokoju wpadł nasz kierownik z głośnikiem, chcąc wprowadzić pozytywną atmosferę. Bardzo mi się to spodobało i nie ukrywam, że czasami sobie tę piosenkę puszczam.
Tomas Pekhart zdradza sekrety wielkiej formy. Napastnik Legii zaczepił czeskiego selekcjonera
- Urodziłeś się w Kongu, później jako dziecko wychowywałeś się w Angoli, przyjechałeś do Francji, jako nastolatek wyjechałeś do Szwajcarii, a później były Niemcy. Jak się w tym wszystkim odnajdujesz?
- Tak naprawdę w każdym miejscu, w którym jestem, staram się możliwie najszybciej zaaklimatyzować. Najtrudniejszym momentem był mój wyjazd do FC Basel. Miałem wtedy 11 lat, musiałem zostawić rodziców, zamieszkać sam w internacie. Z drugiej strony Szwajcarzy byli bardzo zdeterminowani, żeby mnie ściągnąć i bym mógł rozwijać u nich swoją karierę.
- W FC Basel spotkałeś Arthura Cabrala, który rok temu został sprzedany z FC Basel do Fiorentiny za 15 milionów euro, a w tym roku odszedł do Benfiki za 20 milionów euro. Jak wspominasz występy u jego boku?
- To jest świetny napastnik. Wcale nie jestem zdziwiony faktem, że jego kariera tak się rozwinęła. Jeszcze w maju wystąpił w finale Ligi Konferencji, doskonale odnalazł się we Florencji. Teraz będę ściskał kciuki za jego rozwój w Benfice. W Bazylei od początku mieliśmy świadomość, że to wybitny zawodnik, który może wiele osiągnąć. Miał niesamowitego nosa do strzelania goli, wiedział jak i gdzie ma się ustawić, w którym momencie. Oczywiście, czasami irytował swoim lekkim podejściem do gry defensywnej, ale z drugiej strony dawał nam tyle jakości w ataku, że jego braki w grze obronnej jakoś łatwiej się wybaczało.
To największa nadzieja Legii Warszawa. "Czasem patrząc na swoją sytuację może..."
- Po Szwajcarii występowałeś w Niemczech, w Greuter Furth, grającym wtedy w Bundeslidze.
- Uważam, że był to szczytowy moment mojej dotychczasowej kariery. Trafiłem do 1. Bundesligi, gdzie mogłem sprawdzić się na tle takich firm jak Bayern Monachium, Borussia Dortmund, czy RB Lipsk. Poziom w lidze niemieckiej jest bardzo wysoki i nie ukrywam, że chciałbym kiedyś jeszcze tam trafić.
- W Bundeslidze miałeś okazję zmierzyć się przeciwko Robertowi Lewandowskiemu.
- Zgadza się, w sezonie 2021/22 mierzyliśmy się z Bayernem. Przegraliśmy 1:4, a "Lewy" strzelił dwa gole. On w polu karnym jest bardzo groźny, nie można mu zostawić ani na chwilę wolnego miejsca, bo bezwzględnie to wykorzysta.
- Czy to twoim zdaniem najlepszy napastnik na świecie?
- Na pewno jeden z najlepszych. Niemniej uważam, że obecnie nieco wyżej cenię możliwości i umiejętności Erlinga Haalanda, który nie tylko jest świetnie zbudowany fizycznie, ale także potrafi piłkę rozegrać, cofnąć się po nią. Pokazywał to już w Borussii, a obecnie w Manchesterze City potwierdza swoją klasę.