Teodorczyk to najświeższy przykład na to, że słów Króla absolutnie nie można traktować poważnie. Jeszcze kilka dni temu na łamach "Przeglądu Sportowego" śląski biznesmen zapewniał, że wiosnę "Teo" spędzi w Warszawie.
- Nawet jak będzie dziesięć milionów euro, to się nad tą propozycją nie pochylę... Już raz powiedziałem wam, że temat przenosin Teodorczyka w tym oknie transferowym trzeba na zawsze zamknąć... Nie ma ceny, za którą można by pozyskać młodego napastnika przed ligą - powiedział Król.
Te słowa padły w poprzednim tygodniu, a wczoraj za około 500 tysięcy złotych "prezes Pinokio" oddał swojego czołowego piłkarza do Lecha.
Najwięcej nerwów Król napsuł jednak nie Teodor-czykowi, ale Wladimerowi Dwaliszwilemu. Wojna zaczęła się w grudniu, kiedy Gruzin powiedział na łamach "Super Expressu", że w Polonii już nie zagra, bo właściciel ciągle go oszukuje, obiecując wypłatę zaległych pieniędzy i nie dotrzymując słowa.
"Dwaliszwili zostanie u nas. Dogadaliśmy się" - odpowiadał wtedy Król.
Potem, gdy Gruzin na znak protestu wyjechał ze zgrupowania Polonii w Turcji, prezes "Czarnych Koszul" groził mu konsekwencjami i nakazywał powrót. Oczywiście szybko zmienił front i w piątek oddał piłkarza do warszawskiej Legii.
Zapewnienia o tym, że wszystkie zaległości zostaną wyrównane, słyszał od Króla nie tylko Dwaliszwili, ale i kilku innych (za) dobrze opłacanych piłkarzy. Tyle że oni (jak na przykład Sebastian Przyrowski) nie mieli ofert i sami zdecydowali się pozostać na Konwiktorskiej, licząc, że zaległe pieniądze wyciągnie dla nich mecenas Agata Wantuch, reprezentująca ich w sporze z właścicielem klubu.
Mimo kolejnych osłabień Król mówił jeszcze niedawno, że Polonia wcale nie musi być słabsza niż jesienią. Tylko czy można/warto mu wierzyć? Po odejściu Dwaliszwilego, Baszczyńskiego, Brzyskiego i Teodorczyka w klubie został jeden piłkarz na międzynarodowym poziomie - Paweł Wszołek. A został tylko dlatego, że sam zrezygnował z transferu, który prezes Polonii już zaaprobował.