"Super Express": - Co pan czuł, gdy oglądał pan obrazki z zamieszek?
Jacek Kozłowski: - Przerażenie. Wprawdzie niektórzy mówią mi, żebym nie przywoływał tego przykładu, ale mam inne zdanie. Przed oczami w takiej sytuacji staje mi Heysel. Tam też ludzie ginęli na skutek paniki. Możemy mówić o ogromnym szczęściu, że na Legii nikt nie został poważniej ranny. Sytuacja była bardzo niebezpieczna.
Piłka nożna kobiet. Drugie zwycięstwo Polek w Istria Cup. Chorwacja pokonana
- Mógł pan powiększyć karę do trzech meczów.
- Uznałem, że działania Komisji Ligi są zbieżne z tym, co ja bym zrobił. Legia zagra mecz przy pustych trybunach, ale nałożono na nią karę dwóch kolejnych spotkań bez kibiców w zawieszeniu na rok. Tylko od klubu zależy, czy szansa zostanie wykorzystana. Mam nadzieję, że moja wcześniejsza decyzja o zamknięciu całego stadionu, a nie tylko "Żylety", zostanie w końcu zrozumiana. Bo gdy stadion jest otwarty, to ci niebezpieczni ludzie przenoszą się na inne sektory.
- Wierzy pan, że Legia poradzi sobie z bandytami?
- Wcześniej prezes Leśnodorski mówił, że od wyłapywania bandytów jest policja. Teraz sam zaczął korzystać z narzędzi, które posiada, wydając zakazy stadionowe. Zasmuciło mnie, że gdy chuligani atakowali sektor Jagiellonii, to wielu innych kibiców głośno ich dopingowało. Mam nadzieję, że teraz się tego wstydzą. I jeszcze jedno: moje uprawnienia pozwalają mi nawet na wydanie Legii zakazu organizowania imprez masowych na terenie województwa mazowieckiego. Tyle że to byłaby katastrofa dla klubu i wizerunku miasta. Mam nadzieję, że Legia poprawi bezpieczeństwo i nie będę zmuszony do tak drastycznego kroku. Natomiast dobrze się stało, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zaniedbań dotyczących bezpieczeństwa na meczu z Jagiellonią. Oby nie zostało umorzone.