Adrian Siemieniec

i

Autor: Cyfrasport Adrian Siemieniec

Kryzys w ekipie mistrza

Jagiellonia z pięcioma kolejnymi porażkami, trudno nie złorzeczyć. Ale Adrian Siemieniec pewnych słów unika [ROZMOWA SE]

2024-08-28 9:16

Dwie przegrane z 3. rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów z Bodø/Glimt, a potem lanie od Ajaksu w rundzie play-off Ligi Europy – zderzenie z międzynarodową piłką jest bolesne dla mistrza Polski. Na dodatek odbija się czkawką w rozgrywkach krajowych: dwa ostatnie ligowe weekendy to porażki z Cracovią i GKS-em Katowice. I jeszcze do tego bilans bramkowy: pięć goli strzelonych, ale aż szesnaście po stronie strat. - Martwią kolejne bramki. Ale w piłce czasem gorsze chwile się zdarzają. Musimy je jako drużyna przetrwać i patrzeć na to, co przed nami – mówi „Super Expressowi” trener Jagiellonii, Adrian Siemieniec.

- Niedzielny mecz w Katowicach zaczął się dla was od gola straconego już w 72. sekundzie, po błędzie przy budowaniu akcji od własnej bramki. Nie jest tak, że to dziś za wielki „fetysz” dla pana drużyny? Że czasem trzeba wyciągnąć wnioski i po prostu zagrać długą piłkę?

Adrian Siemieniec: - To nie o wyciąganie wniosków chodzi, tylko o zrozumienie przez zespół, po co otwiera się grę od bramki. Bo przecież nie chodzi w niej o prowokowanie niebezpieczeństwa we własnym polu karnym, tylko o zaproszenie przeciwnika na swoją połowę i wykorzystanie miejsca za jego plecami.

- No właśnie. A wy próbowaliście wciąż tego samego przez całe 90 minut; zresztą podobnie jak w poprzednich spotkaniach…

- Powtórzę: źle interpretowaliśmy momenty i rozumienie tego, co robimy. Celem zawsze będzie strzelenie bramki, a nie wymienianie podań. Jako doświadczona drużyna musimy analizować mecz... w trakcie meczu. Jeśli pewne działania są nieskuteczne, powinniśmy szukać innego sposobu przedostania się pod bramkę przeciwnika. Takie krótkie granie kosztuje przecież mnóstwo sił: cały czas toczysz pojedynki, jesteś pod presją, musisz wychodzić na pozycję. Przeciwnik nieustannie jest blisko, nie masz momentu, w którym możesz odpocząć. O ile obrońcy GieKSy po meczu wyglądali na takich, którzy mogliby zagrać jeszcze dwa spotkania, o tyle moi wyglądali na wycieńczonych. Ale też trzeba pamiętać, że to było nasze 10 spotkanie od 20 lipca. Na pewno nawarstwiają się pewne rzeczy – przykładem niedzielny uraz Jarka Kubickiego. Musimy ogólnie wejść na wyższy poziom, jeśli chodzi o funkcjonowanie na pewnym poziomie zmęczenie; nie tylko tego czysto fizycznego, ale i poziom skupienia, koncentracji.

- Odpoczynek będzie, ale dopiero za tydzień. Po drodze jest jeszcze m.in. rewanż w Amsterdamie. Co zrobić, żeby się nie skompromitować?

- Zdaję sobie sprawę z wyzwania czwartkowego, a w niedzielę przyjeżdża do nas Widzew i ten mecz wcale nie będzie prostszy. Cóż, poprzedni sezon był pasmem sukcesów. Dziś mamy moment trudny. Statystyka jest, niestety, porażająca i przerażająca. Ale nie będziemy tego rozpamiętywać, roztrząsać. Możemy albo załamać ręce albo patrzeć przed siebie. Dużo przed nami – trzeba się pozbierać na te dwa mecze przed reprezentacyjną przerwą.

- I odejść – choćby na chwilę - od tego grania, które tak dużo was kosztuje?

- Taki sposób gry wymaga pewności siebie. Kiedy ona maleje, kiedy traci się gole, rolą trenera jest dać zespołowi zwycięstwo, dobry wynik; zacząć odbudowywać tę pewność u zawodników, zachowując proporcje między utrzymaniem swojego stylu a poszukaniem wygranej. Trudno grać odważnie w piłkę, jeśli nie jest się pewnym siebie. O tym dużo rozmawiamy, ale co bym nie powiedział, i tak determinują wszystko wyniki. Gdy one się zgadzają – jak w zeszłym sezonie – można grać z polotem. Teraz jest moment na spójność; na to, by być razem, nie poróżnić się. Nie pora na publiczną krytykę, na wytykanie błędów. Ja – jako trener – jestem za to odpowiedzialny.

- Ma pan wrażenie, że porażki mentalnie odbijają się na zespole mocniej niż się można spodziewać?

- Nie. Trzeba brać pod uwagę, że co prawda mamy kilku starszych zawodników, ale niewielu z nich mierzyło się z tym, z czym mamy do czynienia teraz. To dla nas wszystkich nowa sytuacja. Reakcje pojawiają się różne, łącznie z wieloma negatywnymi emocjami. Zazwyczaj najlepiej skutkuje czas, jaki się daje zawodnikom na ich okiełznanie. Bo w złych emocjach potrafią paść słowa, które potem zostają na długo; nie sposób ich cofnąć.

Jagiellonia z pięcioma kolejnymi porażkami, trudno nie złorzeczyć. Ale Adrian Siemieniec pewnych słów unika

- A jak pan daje sobie radę z tymi emocjami?

- Nie mam 400 meczów w lidze i nie jest to moja piąta taka sytuacja w lidze, tylko – jak sobie przypominam – pierwsza. Pięć porażek z rzędu – nawet biorąc pod uwagę klasę przeciwników w Europie – jeszcze mi się nie zdarzyło. Duże to dla mnie doświadczenie. Muszę je dobrze zrozumieć, bo to ja muszę dać zespołowi siłę, wsparcie i kierunek; muszę wziąć odpowiedzialność. Zgodnie z powiedzeniem: „Lider ogląda zwycięstwo z tylnego siedzenia, porażkę – z przedniego”.

- Dzisiejsza Jagiellonia – nawet jeśli wróci do was Bartłomiej Wdowik – nie jest tą, która sięgała po tytuł. Która z letnich strat – pana zdaniem – była kluczowa?

- Trudny moment na takie pytanie. Właściwie najłatwiej byłoby powiedzieć, że nie powinniśmy stracić nikogo. Ale sytuacja jest, jaka jest – liczyliśmy się z nią, bo możliwości nasze są, jakie są. Trudnością są nie tyle zmiany w kadrze, ile fakt, że w tej chwili nie mamy praktycznie procesu treningowego. Nowi piłkarze przychodzą i grają. Nie mają czasu na adaptację, na wdrożenie się w system gry; od razu wymaga się od nich dawania jakości. Marcin Listkowski przed debiutem w meczu z GieKSą odbył może dwie jednostki treningowe z zespołem. Nie szukam wymówek – mówię, jak to wygląda z mojej perspektywy.

- Gdzie pan znajduje siłę, by walczyć?

- Jeżeli idziesz na szczyt, musisz wiedzieć, że w którymś momencie również przegrasz, bo porażka jest częścią sportu. Takie momenty kształtują charakter i osobowość trenera. Oczywiście nie jest tak, że po mnie to spływa – bo tak nie jest. Ale też nie mówię, że jest to jakaś tragedia, moment krytyczny. Zarówno w życiu zawodowym, jak i w osobistym miewałem gorsze momenty, niż ten obecny. To jest chwila, dla nas niekorzystna, ale przecież bronimy tytułu mistrzowskiego i już na pewno będziemy grać jesienią w europejskich pucharach.

Sonda
Czy Jagiellonia obroni w tym sezonie tytuł mistrzowski?
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze