- W pięciu meczach z rzędu zdobyłeś pięć goli i nagle znalazłeś się na ławce rezerwowych. Nie było to dla Ciebie rozczarowaniem?
Jarosław Niezgoda: - Przed meczem ze Śląskiem Wrocław rozmawialiśmy z trenerem, że na to spotkanie ma nieco inny pomysł i wyjaśnił mi, na czym on polega. Dodał jednocześnie, że w kolejnych meczach mogę znaleźć się w wyjściowym składzie. Zwycięstwo we Wrocławiu pokazało, że trener miał rację i jego plan wypalił.
- Można powiedzieć, że jesteś taką ofiarą taktyki. Warto tu przypomnieć choćby Sandro Kulenovicia, który wygryzł cię ze składu.
- W tamtym okresie nie byłem w najlepszej dyspozycji. Obecnie wygląda to zupełnie inaczej. Wówczas nie zasługiwałem na pierwszy skład. To natomiast, czy inni zawodnicy powinni znajdować się w wyjściowym ustawieniu, to już nie jest moja rola, żeby o tym mówić.
- Zdobyłeś już jedenaście goli, tyle samo co Christian Gytkjaer, z którym przewodzisz klasyfikacji strzelców. Chyba możesz być zadowolony ze swojej postawy?
- Nie może być inaczej, bo taki okres na pewno cieszy. W dodatku trzeba pamiętać o tym, że długo nie mogłem grać i pojawiały się obawy, czy w ogóle będę w stanie wrócić do tak dobrej dyspozycji. Pokazałem jednak, że jestem w stanie wrócić na swój poziom, a co więcej wskoczyć o jeden schodek wyżej. Mam nadzieję, że do tych jedenastu bramek dorzucę kolejne, dzięki czemu pomogę drużynie wygrać te dwa pozostałe mecze.
- Spotkanie z ŁKS-em było dla ciebie chyba kluczowy...
- Tak, na pewno. Coś tam "przeskoczyło" (śmiech). Zdobycie dwóch bramek było dla mnie ważne. Po takim wyczynie zawsze patrzy się inaczej na kolejne mecze. Podejście i pewność siebie jest zdecydowanie inna. Głowa odgrywa tutaj bardzo ważną rolę, o czym sam się przekonałem.
- Siedem meczów, sześć zwycięstw w lidze. Czy czujecie się mocni po tak dobrym okresie?
- Oczywiście, że czujemy. Wszystkie zwycięstwa nie były przypadkowe. Zwłaszcza u siebie pokazywaliśmy kawałek dobrego futbolu, wygrywaliśmy pewnie i wysoko. Teraz drużyny przyjeżdżające do nas mogą czuć pewien respekt.
- Czy uważasz, że twoja forma jest tak dobra, jak sprzed tego okresu bez gry?
- Myślę, że tak. Bramki pokazują, że jest dobrze, a nawet lepiej niż przed problemami zdrowotnymi. To samo dotyczy samej dyspozycji piłkarskiej, bo myślę, że jest podobna. Mówię tu o motoryce, czy dynamice i tutaj jest wszystko okej. Świadomość, że jest się zdrowym i można normalnie trenować dodaje na pewno pozytywnej energii. Każda absencja z powodów zdrowotnych to pewien hamulec dla kariery.
i
- Zacząłeś strzelać i od razu pojawiły się plotki o zainteresowaniu twoją osobą klubów z Rosji.
- Wiem, że pojawiły się takie doniesienia. Wiem też o zainteresowaniu, obserwacjach, ale jak na razie żadne oferty nie pojawiły się. Mój menadżer, Marek Citko, coś mi wspominał, że interesują się mną jakieś kluby, ale tak szczerze nie chcę na razie słyszeć o takich rzeczach. Nie chcę zawracać sobie tym głowy. Czas na to będzie, czy to po zakończeniu rundy, czy po sezonie.
- Wolałbyś odejść już zimą, czy jednak rozegrać cały sezon i o transferze pomyśleć latem?
- Ciężko powiedzieć. Jak zwykle obie możliwości wchodzą w grę. W dodatku pojawia się trzecia opcja, że nie odejdę w ogóle. Pół roku temu był taki moment, że było konkretne zainteresowanie z Danii, a dokładnie z Midtjylland. Było bardzo blisko transferu. Wówczas sam chciałem takiego rozwiązania, bo nie grałem i chciałem poszukać czegoś nowego. Obecnie moja sytuacja w Legii zmieniła się i nie jest to moment, w którym za wszelką cenę muszę wyjeżdżać. Wiadomo jednak, że kluby mogą złożyć taką ofertę, że Legia nie będzie mogła ich odrzucić. W Warszawie czuję się dobrze i na pewno nie chcę odchodzić stąd za wszelką cenę. Jeśli z jakiejś propozycji i ja i klub będzie zadowoloni, to wtedy poważnie się nad tym zastanowię.
- Twoja ulubiona liga?
- Myślę, że jest to Bundesliga. Zawsze moim celem było, żeby wyjechać właśnie do Niemiec.
- Twoja kariera była często przerywana. Niekiedy musiałeś zaczynać w zasadzie od nowa... Jak to na ciebie wpływało?
- Na pewno pojawia się niecierpliwość. Nie chciałbym wrócić już do tych momentów, gdzie nie mogłem grać i powrót na boisko mocno się przeciągał. Często jest tak, że wówczas trenerzy podchodzą do Ciebie z rezerwą, odsyłają na bok, co dla piłkarza nigdy nie jest miłe. Czuje się, że szkoleniowiec nie widzi cię w składzie. Ale sam muszę przyznać, że nie dawałem argumentów do tego, aby od razu po kontuzjach wskakiwać do wyjściowego składu. Gdy nie czujesz się na siłach, nie masz motoryki... nie jesteś w stanie wiele zrobić.
i
- Przed kontuzją porównywany byłeś do Krzysztofa Piątka. Obecnie jesteście w nieco dwóch różnych miejscach.
- W piłce losy zmieniają się w mgnieniu oka, wydarzenia dzieją się bardzo szybko. Ten przykład doskonale to pokazuje, że rok, czy pół roku w futbolu to bardzo dużo. Krzyśkowi trzeba pogratulować, że wykorzystał swój czas. Wyjechał z polskiej ligi, trafił do Milanu, gdzie świetnie sobie radził. Teraz ma obniżkę formy, ale sam zawiesił sobie poprzeczkę wysoko. Ja może nie podążę tą samą drogą, ale mam nadzieję, że i na mnie przyjdzie czas i zagram w zagranicznym klubie. No chyba, że z Legią zakwalifikujemy się do Ligi Mistrzów...
- Zrobisz większą karierę niż Piątek?
- Trzeba byłoby to ocenić przed wyjazdem Krzyśka do Włoch. Jakieś dwa lata temu. Obecnie jesteśmy w dwóch różnych miejscach, on jest o półkę wyżej niż ja i porównanie naszych popisów strzeleckich jest trudne. A jeśli chodzi o wcześniejszy okres to pewnie eksperci wahaliby się, kogo wskazać, który z nas zrobi większą karierę. Potoczyło się jednak inaczej. Piątek wyjechał za granicę, a ja wyjechałem do szpitala.
- Czy z tych okresów z problemami zdrowotnymi wyciągnąłeś jakieś lekcje, czy uważasz ten czas za zupełnie stracony?
- Na pewno moje podejście do poszczególnych treningów wygląda obecnie zupełnie inaczej. Więcej koncentruje się na rzeczach "przed treningowych" takich jak rozciąganie, lepsze przygotowanie swojego ciała do zajęć.
- Masz gdzieś z tyłu głowy, że wyrosłeś już z wieku "młodego piłkarza" i że z najbliższego roku musisz wycisnąć, jak najwięcej?
- Tak, to jest taki moment, gdzie trzeba pokazać się z jak najlepszej strony. Dać z siebie jak najwięcej. Bo jeśli tego się nie zrobi, to pociąg z napisem "wielka kariera" może bezpowrotnie odjechać.
- Trener Vuković powiedział kiedyś, że o regenerację Jarosława Niezgody trzeba dbać szczególnie.
- Czasami żartujemy z trenerem, że potrzebuję więcej czasu na dojście do siebie, bo taką mam mowę ciała. Czasem nie jestem nawet zmęczony, a szkoleniowiec patrzy na mnie i jemu się wydaje, że jestem (śmiech). Mogę mieć sześć dni wolnego, przyjść do klubu i trener patrząc na mnie może pomyśleć, że jestem po ciężkim treningu. Myślę, że na boisku też to widać, że nie biegam za dużo i rzadko można zobaczyć, jak robię wślizgi. Biegam wtedy, kiedy trzeba. I to nie jest kwestia, że nie chcę tego robić. Czasami wydaje mi się nawet, że w danym meczu biegałem, ale jak popatrzę później na swoją grę w telewizji to nie mogę tego oglądać. Myślę sobie, tego gościa to ja bym zdjął. Napastnik powinien być tam, gdzie być musi być i czasami warto lepiej się ustawić niż głupio biegać po murawie.
- Trzech najlepszych napastników w Ekstraklasie twoim zdaniem?
- Oprócz mnie, tak? (śmiech) Według mnie Angulo jest dobrym zawodnikiem. W tym sezonie ma co prawda mniej bramek, ale jest o rok starszy. Ma bardzo dobre wyczucie, umie się dobrze ustawić i świetnie wychodzi do prostopadłych piłek. Mnie tego czasami brakuje. Uważam, że Gytkjaer również jest bardzo dobrym zawodnikiem.
- W Legii było już wielu napastników, z którymi współpracowałeś. Od którego z nich nauczyłeś się najwięcej?
- Oczywiście sporo lekcji dostaje od Marka Saganowskiego. Dużo mi podpowiada i próbuje mnie doszkalać. A jeśli chodzi o osoby, których w Legii już nie ma, to na pewno Nemanja Nikolić. Jesteśmy bardzo podobnym typem napastników, bo ja, tak jak i on nie zasuwamy na boisku, czasami jesteśmy niewidoczni, ale z nielicznych sytuacji, które miał potrafił zdobyć bramki.