Paweł Wojtala

i

Autor: cyfrasport Paweł Wojtala

Poznańsko-łódzkie historie

Jest legendą Lecha, ale zapisaną na zawsze w historii Widzewa. Paweł Wojtala zaciera ręce na starcie swych dwóch byłych drużyn [ROZMOWA SE]

2023-11-26 8:49

Hitem 16. kolejki ekstraklasy, wracając do gry po przerwie reprezentacyjnej, powinno być niedzielne (godz. 17.30, transmisja w Canal+ Premium) spotkanie w Poznaniu. Lech – w składzie z reprezentantami polskiej młodzieżówki: Filipem Szymczakiem i Filipem Marchwińskim – podejmie łódzki Widzew. W szeregach gości kibice przy Bułgarskiej zobaczyć powinni wyróżniającą się postać wtorkowego spotkania Polska – Łotwa, Andrejsa Ciganiksa. - Będzie 2:0 dla Lecha – prorokuje w rozmowie z „Super Expressem” Paweł Wojtala.

Wojtala to jeden z niewielu piłkarzy, którzy mają na koncie ekstraklasowe występy w szeregach obu niedzielnych rywali. W historii Widzewa – mimo ledwie półrocznej z nim przygody – ma miejsce szczególne: to jego gol, tak pięknie skomentowany przez Tomasza Zimocha, dał łodzianom awans do Ligi Mistrzów. Z Wojtalą porozmawialiśmy krótko o tamtych czasach, a dłużej – o dzisiejszym Lechu.

„Super Express”: - Nie ma zbyt wielu piłkarzy, łączących – jak pan - Lecha i Widzewa. Nie było tradycji transferów między tymi klubami?

Paweł Wojtala: - Szczerze mówiąc nie wiem, bo – mam wrażenie – że kiedyś jakiegoś szczególnego uprzedzenia, wrogości czy animozji między kibicami nie było. Nie doszukiwałbym się więc podtekstów, choć rzeczywiście tych przeprowadzek zbyt wiele nie było. Z moich czasów pamiętam swoją oraz Jacka Dembińskiego.

- Ja bym dorzucił jeszcze Artura Wichniarka, który o tej transakcji – i tysiącach marek wyłożonych przez Widzew – barwnie opowiadał. W pańskim przypadku też chodziło o wielki zarobek dla Lecha czy po prostu o sportową ambicję piłkarza, który chciał zawalczyć o Ligę Mistrzów?

- Prawdę powiedziawszy, nie znałem kulisów tego transferu ani wysokości kwot, na jakie dogadać się miały kluby. Koniec końców okazało się natomiast, że byłem do Widzewa jedynie wypożyczony. Czy to łodzianie przegapili jakiś zapis, nie skorzystali z jakiejś klauzuli – faktem jest, że po pół roku znów zostałem piłkarzem Lecha.

- Czyli „frukty” z pańskiego wyjazdu do HSV trafiły na Bułgarską?

- Tak, zostałem sprzedany za granicę przez Lecha.

- No to o pańskie emocje w tamtym momencie spytam: kiedy przychodzi oferta od mistrza Polski, co czuje Paweł Wojtala, mający już aż dwa takie tytuły z „Kolejorzem”?

- Owszem, miałem je w CV, ale w tamtej chwili Widzew był w zupełnie innym miejscu niż Lech. Perspektywa walki o Ligę Mistrzów była kusząca. Dochodziła do tego perspektywa korzyści finansowych dla klubu z Poznania, który krezusem nie był i na nadmiar gotówki nie narzekał. No więc skoro wszystkie strony miały na tym zyskać, nie było się nad czym zastanawiać.

- Lech nie był krezusem, ale równolegle w środowisku funkcjonowała opinia: „Nikt nie da ci tyle, ile obieca Widzew”. Pan – w kontekście tych słów – był zadowolony z przygody z łodzianami?

- Co do zadowolenia, postawiłbym raczej na aspekt sportowy, niż finansowy (śmiech).

- No tak: w końcu do dziś przeciętnemu kibicowi kojarzy się pan przede wszystkim jako autor gola otwierającego Widzewowi drogę do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To gorzkie dla poznaniaka, że pamięta mu się tylko ten jeden fragment kariery, związany z półroczną przygodą z Łodzią?

- Nie. Sukcesy są przecież najważniejsze w karierze każdego sportowca. Oczywiście, miałem je w „Kolejorzu”, ale ten krótki okres w Widzewie był bardzo treściwy i pamiętny, a mecze w Lidze Mistrzów na zawsze zostają we wspomnieniach. Nie wyjmę tego z kariery, nie schowam wstydliwie, wjeżdżając do Poznania (śmiech). Łódzkie wspomnienia budzą moją sympatię.

- Na pytanie „Lech czy Widzew” w krótkiej ankiecie wspominany już Artur Wichniarek, też poznaniak, odpowiedział „Widzew”. A Paweł Wojtala?

- Zdecydowanie Lech.

- Pamięta pan swój pierwszy mecz Lecha w roli kibica na trybunach?

- Pewnie w wieku 10 lat, kiedy zaczynałem treningi w SKS 13.

- Czyli pierwszy idol – niech zgadnę – to Mirek Okoński? Bo początek lat 80. to jego epoka…

- Chyba tak. Nie mogłem przecież wiedzieć, że będę obrońcą. Wybór pozycji dla mnie nastąpił pewnie gdzieś w wieku 15 lat. A wcześniej zdarzało mi się sporo grywać w ataku. Bramki też zdobywałem.

- Paweł Wojtala to lechita, poznaniak, i jeszcze prezes Wielkopolskiego ZPN-u. Pytanie więc zasadne: satysfakcjonuje pana obecny dorobek punktowy, miejsce w tabeli i gra Lecha?

- Zawsze może być lepiej... W Lechu coroczny cel jest niezmienny: walka o mistrzostwo i o udział w europejskich pucharach. Jesteśmy niemal na półmetku sezonu, szansa na realizację tych celów wciąż jest, więc trudno narzekać na pozycję wyjściową przed drugą rundą.

- Nieco złośliwie można by jednak zapytać, po co o puchary walczyć, skoro potem można się w nich przewrócić tak jak Lech w Trnawie?

- To oczywiście wielkie rozczarowanie, zawód i skaza na tym sezonie. I będzie trwać aż do momentu, kiedy nie zostanie zmazana sukcesem. Pamiętamy jednak, że w poprzednim sezonie „Kolejorz” zaprezentował się w pucharach fenomenalnie, świetnie reprezentując Polskę i osiągając historyczny ćwierćfinał Ligi Konferencji.

- A nie uwiera pana fakt, że w ligowej jedenastce klubu mającego być może najbardziej prężną akademię w kraju gra zwykle sześciu-ośmiu obcokrajowców?

- Biorąc pod uwagę wspominane już ambicje sportowe Lecha trzeba brać pod uwagę, że do pierwszej drużyny trafić mogą rzeczywiście tylko najlepsi wychowankowie. Pozostali swe szanse dostają w innych klubach ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi. Zatem akademia „Kolejorza” spełnia swoją rolę. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby w każdym roczniku pojawiały się jedna-dwie perły na miarę reprezentacji Polski, ale ostatecznie to w nogach i głowie samego zawodnika – choćby najzdolniejszego – pozostaje to, czy zdoła wykonać ten ostatni krok do seniorskiej piłki.

- Kiedy dziś mówi się o liderach Lecha, wymienia się nazwiska Mikaela Ishaka i Kristoffera Velde. Gdzieś za to – po reprezentacyjnej przygodzie - zagubił się Filip Marchwiński; a przynajmniej przestał strzelać gole. Ale warto w niego wciąż wierzyć?

- Pamiętajmy, że od chwili, w której kilka lat temu Filip wchodził w spektakularny sposób do pierwszej drużyny, strzelając gola Legii, zdarzały mu się już podobnie trudne okresy. Dla tego chłopaka ważne jest poczucie, że trener w niego wierzy. A John van den Brom wierzy, więc i ten kryzys Marchwiński przełamie.

- Perspektywa wyjazdu na EURO 2024 – bo wciąż mamy na to szansę – może być dobrą motywacją dla „Marchewy”?

- Był na zgrupowaniu, posmakował reprezentacji, nawet zadebiutował w koszulce z „orzełkiem”. Ale to na razie wciąż bardzo niewiele. Zdecydowanie powinien skupić się na ustabilizowaniu formy – tak, by selekcjoner za parę miesięcy nie miał wyboru i musiał go na przedbarażowe zgrupowanie powołać.

- A co by pan powiedział Filipowi w sobotę, gdyby miał pan okazję klepnąć go w plecy przed wyjściem na mecz z Widzewem?

- „Bądź sobą”. Jestem przekonany, że jeśli w każdym kolejnym meczu pokazywać będzie wszystko to, co potrafi, w zupełności wystarczy to do reprezentacyjnej nominacji.

- Jaki wynik padnie w sobotę?

- 2:0 dla Lecha. I choć ja zawsze mówię, że piłka to sport zespołowy, życzyłbym Filipowi bramki.

Sonda
Czy Lech Poznań zostanie mistrzem Polski w sezonie 2023/24?

Najnowsze