Po 90 minutach na stadionie Dialog Arena w Lubinie było 1:1, więc sędzia zarządził rzuty karne. Kasprzik obronił strzały Piotra Brożka i Patryka Małeckiego, zostając bohaterem. Lech wygrał jedenastki 4:3.
- Po pierwszej połowie czułem niedosyt, bo jednak stracona bramka trochę obciąża moje konto. Wprawdzie wychodząc do dośrodkowania krzyczałem do Ivana Djurdjevicia, że piłka jest moja, ale i tak zatarasował mi drogę, przez co Diaz strzelił gola. No, ale potem były te karne... Fajnie to wyszło, pierwszy mój mecz dla Lecha i od razu wielki sukces - cieszy się Kasprzik, który puchar zadedykował zmarłemu w tragicznych okolicznościach ojcu. To było w 2005 roku. Grzegorz znalazł jego zwłoki, a obrażenia wskazywały, że ojca mógł przejechać samochód.
- To tata zaprowadził mnie na pierwszy trening, więc to, że teraz cieszę się z sukcesów, zawdzięczam również jemu - przyznaje były bramkarz Piasta Gliwice, dla którego to najważniejsze obronione rzuty karne w karierze. - Wcześniej, w Ekstraklasie, z karnych nie pokonali mnie piłkarze Polonii Bytom i Górnika Zabrze, ale to, co zrobiłem w meczu z Wisłą, stawiam zdecydowanie wyżej - ocenia Kasprzik, który wygrał rywalizację o miejsce w bramce Lecha z Krzysztofem Kotorowskim i Jasminem Buriciem.
- Ale muszę być czujny, bo koledzy nie odpuszczają i też mają chrapkę na wskoczenie do bramki - dodaje nowy bohater Lecha.