Gambijczyk gra w Lechu od początku sezonu. Do Poznania przyszedł ze szwedzkiego Djurgardens, w którym grał z niedawnym nabytkiem "Kolejorza" Kasperem Hamalainenem. - W Poznaniu zakochałem się od pierwszego spojrzenia. Polska to superkraj, świetnie się tu czuję - opowiada obrońca Lecha.
W Polsce Ceesay nie tylko gra w piłkę, ale też w badmintona. - To stało się moją nową pasją, odkrytą właśnie tutaj. Gram ze swoją dziewczyną co najmniej dwa razy w tygodniu - przyznaje piłkarz, który nie zaniedbuje też nauki polskiego. "Polski jest bardzo trudny" - to zdanie wypowiada właśnie po polsku. Pytany o ulubione słowo w naszym języku szeroko się uśmiecha i bez wahania mówi: "Ja pierd ".
- Zajęcia z polskim nauczycielem mam dwa razy w tygodniu. Dzięki temu dogadanie się na ulicy czy w sklepie nie jest dla mnie problemem - wyjaśnia piłkarz, który pochodzi z najmniejszego kraju w Afryce. - W Gambii mieszka niecałe 2,5 miliona ludzi. Kraj żyje głównie z turystyki, bo mamy piękne plaże nad Oceanem Atlantyckim. Moja ojczyzna jest bardzo stabilna, nie ma tam wojen ani zamachów stanu - mówi z dumą Ceesay.
Niektórzy nazywają Gambię "republiką orzeszków solonych", bo to główny towar eksportowy tego kraju. Ich reprezentacja w piłkarskiej Afryce raczej się nie liczy, zresztą Ceesay zawiesił na razie swoje występy w narodowych barwach, bo tak mu zależało na Lechu. - Po transferze do Poznania chciałem się skupić na grze w klubie, wywalczyć miejsce w składzie, a nie podróżach do Afryki i z powrotem. Z gry dla Gambii jednak nie rezygnuję, wrócę do zespołu. W końcu sam go wybrałem. Wcześniej występowałem w reprezentacji Szwecji do lat 21, ale potem zdecydowałem się na grę dla ojczyzny - mówi piłkarz, który do Skandynawii wyjechał w wieku 13 lat. Tam do tej pory mieszkają jego rodzice i siostra. Z kolei brat prowadzi w Gambii warsztat samochodowy.
- Auta to moja pasja. Ale w przeciwieństwie do brata auta naprawić bym nie umiał - uśmiecha się Ceesay, który pytany o najlepszego piłkarza Gambii odpowiada, że numerem jeden jest... Ceesay. Nie ma jednak na myśli siebie, ale napastnika o takim samym nazwisku, który gra w słowackiej Żilinie. Dobre występy Kebby w Lechu mogą jednak tę hierarchię zmienić