- Nie doszło co prawda do spotkania z prezesem, ale siedliśmy w gronie rady drużyny i przedyskutowaliśmy całą sytuację. To nie jest tak, że nie chcieliśmy pomóc klubowi, który w trakcie epidemii koronawirusa nie zarabia. Po prostu liczyliśmy na konstruktywna dyskusję i wypracowanie wspólnego stanowiska z szefostwem klubu – powiedział nam jeden z liderów Jagiellonii Białystok, który zastrzegł sobie anonimowość. - Stanowisko klubu jest takie, żeby zawodnicy nie wychodzili z informacjami do mediów. Dlatego wolę się zabezpieczyć i mówić anonimowo. Zresztą w tej sytuacji mój głos jest głosem drużyny – wyjaśnił. - Po zastanowieniu zdecydowaliśmy, że zgadzamy się na propozycję prezesa. Nie jesteśmy sknerami czy dusigroszami, którzy patrzą tylko na napełnienie własnych kieszeni. Nikt nie żyje w oderwaniu od koronawirusa.
Obniżki płac na Podlasiu nie dotkną tylko tych zawodników, którzy zarabiają najmniej, czyli takich, którzy inkasują 10 tys. złotych miesięcznie i mniej. Rekordziści w białostockim klubie mają nawet pięciokrotnie wyższe pobory.
- Skala płac jest zróżnicowana. Załóżmy, że piłkarz zarabia 30 tysięcy złotych miesięcznie. Nawet po obcięciu połowy, będzie co miesiąc dostawał 15 tysięcy złotych. Nie wierzę, by za taką kwotę nie mógł utrzymać rodziny. Zresztą zawodnicy zostali poinformowani, że obniżki to stan przejściowy – dodał w rozmowie z „SE” Kulesza.
W Jagiellonii płace piłkarzy pierwszej drużyny pochłaniają około 60 procent budżetu klubu. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, obniżki obejmą również sztab szkoleniowy.
Tym samym "Jaga" jest kolejnym klubem po Wiśle Kraków, Śląsku Wrocław i Cracovii (poza Januszem Golem, który nie zgodził się na obniżkę wynagrodzenia), który z powodu pandemii COVID-19 wprowadził redukcję płac.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj