Jakub Kosecki miał trafić do wielkiego klubu i reprezentować przez lata reprezentację Polski. Coś jednak poszło nie tak. W pewnym momencie zaczął gasnąć w Legii Warszawa i zmienił otoczenie. Wybór padł na SV Sandhausen. Później wrócił do ojczyzny, by występować w Śląsku Wrocław, a obecnie 29-latek jest w Turcji i reprezentuje barwy Adana Demirspor. Oczywiście nie jest to spełnienie jego marzeń, ale jak przyznał w rozmowie z portalem weszlo.com, skorzystał z oferty dla zarobku. - Okres, gdy mógł zostać zrealizowany mój wielki transfer, został w głupi sposób przespany - stwierdził "Kosa". - Poszedłem za kasą i nie widzę w tym nic złego. Jeśli pracujesz w Biedronce, zarabiasz trzy tysiące, a potem dostajesz dużo wyższą ofertę z Auchan, to chyba idziesz, prawda? - dodał piłkarz.
QUIZ. Piłkarze Ekstraklasy wystąp! Jak nazywa się ten zawodnik polskiej ligi? -> SPRAWDŹ SIE!
Jeszcze gdy Jakub Kosecki występował w Legii, to krążyły legendy o jego nocnych podbojach stolicy. Po latach sam opowiedział o nich. Wygląda na to, że nie były wcale przesadzone! "Kosa" chętnie korzystał z usług nocnych warszawskich lokali, a zdarzało się także, że lądował ze znajomymi w kasynie. - Wtedy w Legii mało grałem. Czułem się niedoceniony. Chciałem załagodzić tę frustrację rozrywkowym stylem życia. Chodziliśmy grupą do Żurawiny, zamawialiśmy drogi alkohol i pełno jedzenia. Potem się szło z chłopakami do kasyna - opisał pomocnik.
Piłkarz Legii Warszawa ma zagrać z Igą Świątek. Obawia się MASAKRY -> ZOBACZ WIDEO
- Miałem inne podejście do życia – jedna impreza kosztowała mnie nieraz 30 tysięcy złotych. Wszyscy się bawimy, ale Kosa stawia. To była dla mnie sprawa honoru. Takie imprezy zdarzały się co tydzień. To było głupie. Różnie podchodziłem do swojej pracy. Winny jestem ja - przyznał Kosecki. Choć jak powiedział później, nie żałuje. - Głupota, ale jak mówię – dużo śmiechu, piękne chwile, nie żałuję - skwitował.