Sawaneh to największe odkrycie tego sezonu w Belgii. Choć gra w przeciętnym Oud-Heverlee Leuven, to strzela gole w każdym meczu, a dzięki jego skuteczności klub zajmuje sensacyjne 3. miejsce. Cena za Gambijczyka rośnie po każdej bramce i już teraz wynosi kilka milionów euro. I tylko w Lechu mogą żałować, że 6 lat temu nie powalczyli o zatrzymanie tego piłkarza.
- Do Polski przyjechałem z Niemiec, gdzie się wychowywałem. Najpierw spędziłem trochę czasu w Cracovii, ale lepszą ofertę złożył Lech i przeniosłem się do Poznania - przypomina w rozmowie z "Super Expressem" Gambijczyk.
W Lechu spędził dwa sezony, ale grał bardzo mało, w lidze tylko 2 mecze. Kiedy więc skończył mu się kontrakt, w Poznaniu nikt z tego powodu nie płakał.
- Lech nie walczył o to, abym został, ale ja też nie dawałem wtedy powodów, żeby wierzyć, iż moja kariera tak dobrze się rozwinie - mówi uczciwie Sawaneh. - Dlatego nie mam pretensji do działaczy Lecha, a sam pobyt w klubie wspominam wspaniale. To był pierwszy zawodowy zespół w mojej karierze, mnóstwo się tam nauczyłem. O Lechu zawsze dobrze mówię, poleciłem nawet ten klub mojemu rodakowi. Zanim Keba Ceesay podpisał tam kontrakt, zapytał mnie o zdanie. Chwaliłem i klub, i miasto - mówi lider strzelców belgijskiej ekstraklasy, który wciąż bardzo dobrze mówi po polsku.
- Trochę słów już zapomniałem - mówi nam płynną polszczyzną Sawaneh, obecnie drugi strzelec lig europejskich i najskuteczniejszy Afrykańczyk na Starym Kontynencie. - Nie podniecam się tymi zestawieniami, bo wiem, jaka jest różnica między ligą belgijską a niemiecką czy hiszpańską. W poprzednim sezonie strzeliłem osiem goli. Plan na obecne rozgrywki był taki, żeby poprawić ten wynik. Udało się to bardzo szybko. Pozdrowienia dla polskich kibiców. Trzymajcie kciuki!