Od początku spotkania gospodarze narzucili wysokie tempo i przeprowadzili szturm na bramkę Lechii. To była nawałnica z ich strony. Podopieczni trenera Aleksandara Vukovicia dyktowali warunki. Bramkarz Duszan Kuciak udanymi interwencjami ratował kolegów z opresji. W końcu sposób na niego znalazł Paweł Wszołek, który otrzymał świetne podanie od Mateusza Wieteski. Pomocnik Legii poradził sobie z obrońcą Mario Malocą i pokonał słowackiego golkipera, który niebawem kapitalnie wybronił strzał Tomasa Pekharta. Wszołek po golu pokazał serduszko. To już jego czwarty gol w tym roku dla ekipy z Łazienkowskiej. Lechia miała dużo szczęścia, że w tej części straciła tylko jedną bramkę i oddał jeden celny strzał.
Po godzinie gry do siatki trafił Pekhart, który wykorzystał dośrodkowanie Wszołka. Po chwili pomocnik stołecznego zespołu opuścił boisko, bo miał problemy z mięśniem dwugłowym. Po przerwie gra się wyrównała, bo Lechia już nie była tak zagubiona, zaczęła pokazywać pazurki. W końcówce za sprawą Łukasza Zwolińskiego strzeliła kontaktowego gola i efekcie w ostatnich minutach nie brakowało na Łazienkowskiej dramaturgii. Ataki gdańskiej drużyny napędzali rezerwowi, a szczególnie Maciej Gajos, który m.in. z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę. - Z naszej strony jest olbrzymia frustracja, że nie udało się wywieźć punktu - przyznał niepocieszony Tomasz Kaczmarek, trener Lechii. - Frustracja tym, że straciliśmy za łatwe bramki. Frustracja, że w pierwszej połowie zagraliśmy za mało odważnie i byliśmy gorszą drużyną. Duszan Kuciak wielokrotnie od pewnego momentu utrzymywał nas w grze. W drugiej połowie była olbrzymia presja i jakość z naszej strony, ale zabrakło nam czasu i troszeczkę precyzji, żeby zdobyć punkty. Byliśmy finalnie bardzo blisko. Biorąc pod uwagę drugą połowę to myślę, że zasłużyliśmy na punkt - podsumował szkoleniowiec gdańszczan.