Hubert Wołąkiewicz, Lech Poznań

i

Autor: archiwum se.pl Hubert Wołąkiewicz, Lech Poznań

Legia - Lech. Hubert Wołąkiewicz: Gil przyznał się do błędu [WYWIAD]

2014-04-01 9:35

Nie milkną echa spornej sytuacji z meczu Legia - Lech (1:0). Według poznaniaków Miroslav Radović (30 l.) zanim strzelił gola, faulował Marcina Kamińskiego (22 l.). Sędzia Paweł Gil puścił jednak grę i jak twierdzą Kamiński i Mateusz Możdżeń (23 l.), po meczu przeprosił kapitana zespołu Huberta Wołąkiewicza (29 l.). Arbiter zaprzecza.

"Super Express": - To prawda, że sędzia cię przeprosił?

Hubert Wołąkiewicz: - Prawdą jest, że rozmawiałem po meczu z panem Gilem. Po ostatnim gwizdku dziękowaliśmy sobie za mecz i powiedział: "Popełniłem błąd". Nie wyjaśnił, o którą sytuację chodziło, ale można się oczywiście domyślać, że o faul w sytuacji bramkowej. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie.

- Czyli przeprosin nie było?

- Nie, Mateusz trochę się zagalopował. Nie padło słowo "przepraszam". Czytałem w poniedziałek relacje z tego meczu i aż oczom nie wierzyłem. Z małej sprawy zrobiła się wielka burza. A ja wcale nie chcę tego roztrząsać. Przegraliśmy mecz i to nasza wina. Mieliśmy mnóstwo sytuacji, powinniśmy choć jedną wykorzystać. Wtedy byśmy nie przegrali.

Zidane najlepszym piłkarzem w historii ligi francuskiej

- W jaki sposób przekazałeś kolegom w szatni słowa Gila?

- Wszedłem po meczu i powiedziałem, że głowa do góry, że jeszcze kilka ważnych meczów przed nami. No i przekazałem, że sędzia przyznał, iż popełnił błąd. Nie używałem słowa przepraszam, bo byłoby to nieprawdą.

- Prezes PZPN Zbigniew Boniek broni sędziego i proponuje konfrontację z Gilem. Byłbyś na nią gotowy?

- Oczywiście, mogę spotkać się z sędzią, ale tak szczerze, to nie widzę sensu konfrontacji, bo dla mnie jest wszystko jasne. Przecież arbiter rzeczywiście mnie nie przeprosił.

- Miałeś już po całym zajściu jakikolwiek kontakt z sędzią?

- Żadnego. Wyciszyłem w niedzielę telefon, bo byłem z odwiedzinami u rodziny w Warszawie. W poniedziałek zajrzałem do listy nieodebranych połączeń, było ich mnóstwo. A także SMS-y z pytaniami o tę sytuację. Trochę zaskoczyło mnie to, nie byłem świadom, że zrobi się taka burza! A winić możemy nie sędziego, ale samych siebie, przecież okazji do strzelenia gola mieliśmy mnóstwo.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze