"Super Express": - Po dwóch słabszych meczach na początku rundy spadła na was duża krytyka. Zasłużona?
Jakub Kosecki: - Jesteśmy liderami, a kto nas krytykuje, powinien się chyba dwa razy zastanowić. Nie zgadzam się, że mieliśmy kryzys. Na zmrożonych murawach łatwiej się broni i gra z kontry, niż atakuje. Przed nami mecz z Górnikiem, w którym chcemy pokazać, że zasługujemy na mistrzostwo Polski.
- A może problemem jest to, że kilku zawodników Legii ma szansę na tytuł króla strzelców i dlatego pod bramką grają samolubnie?
- Nie myślę na boisku o tym, kto ile ma bramek, czy co śpiewają kibice. Wolę nie strzelić gola, ale wygrać mecz. A to, że mamy kilku zawodników, którzy walczą o indywidualne tytuły, pokazuje, że Legia to bardzo mocna drużyna. Wszyscy się nas boją.
- Ale też każdy chce zagrać z wami mecz życia...
- To widać już w pierwszych minutach każdego meczu, jak rywale brutalnie grają, do jakich sposobów uciekają się, żeby nas powstrzymać.
- Miro Radović powiedział ostatnio, że rozumie się z tobą bez słów. Przygotowaliście jakieś niespodzianki dla Górnika?
- Mamy pewne plany (śmiech). Dobrze się rozumiemy, wiem, kiedy mogę otrzymać od niego podanie i ruszam w ciemno. Cieszę się, że wrócił do nas po pauzie za kartki, bo od niego dostaję najwięcej piłek.
- Lepiej ci się gra, od kiedy zarabiasz kilka razy więcej, dzięki podpisaniu nowego kontraktu?
- Szczerze? To nie ma żadnego znaczenia. Robię to samo, co przedtem. Trenerzy Urban i Magiera wiedzą, jak przemówić młodym do rozsądku i sprowadzić na ziemię, więc sodówki nie ma. W życiu mi niczego nie brakowało, więc nie ma szans, żebym teraz odleciał.
- Uznawano cię za najszybszego piłkarza ligi, ale teraz pojawił ci się poważny konkurent: Miłosz Przybecki z Polonii.
- No i nie wiem teraz, który z nas jest szybszy. Na boisku są różne sytuacje. Czasem jestem wolniejszy od Michała Żewłakowa, a innym razem wyprzedzam go zdecydowanie. Zależy to od ustawienia i momentu przyspieszenia. Porównywać z Miłoszem się nie chcę, ale oddać mu trzeba, że jest bardzo szybki.