Super Express: - Już jakiś czas temu docierały do nas głosy, że działacze nie przedłużą z panem wygasającego z końcem sezonu kontraktu. Nie ma pan wrażenia, że brak awansu do grupy mistrzowskiej był tylko pretekstem, by się pana pozbyć?
Leszek Ojrzyński: - Nie wiem… Podobnie postąpiono z Michniewiczem, który pracował w Bielsku przede mną. Kiedy w poprzednim sezonie zajęliśmy dziesiąte miejsce w Ekstraklasie, prezes Wojciech Borecki nazwał to osiągnięcie mistrzostwem Polski. Szybko przestało się to liczyć. Tak samo, jak nasza postawa w tych rozgrywkach. Mieliśmy za cel utrzymanie, a do końca walczyliśmy o awans do grupy, która będzie się bić o mistrzostwo Polski. Mam tylko żal, że nie mogłem dokończyć pracy z zespołem. Teraz wypomina mi się porażkę z Lechem, a nikt nie wspomni, że dzień przed meczem trenowaliśmy po kostki w wodzie, bo ulewy zalały boisko.
Leszek Ojrzyński zawiedziony zwolnieniem. Podbeskidzie bez trenera
- Ponoć zarzucano panu, że że foruje piłkarzy, sprowadzonych ze swojego poprzedniego klubu Korony Kielce?
- Niech ludzie rozpowszechniający takie głupoty liczą się ze słowami. Bo za te kłamstwa, to mogę zaprosić na pojedynek… Ściągnęliśmy do klubu ogranych ludzi bez menedżerów, a więc i bez konieczności płacenia za nich prowizji. Pavol Stano strzelił dwa gole, wypracował dwa karne i trzymał całą obronę. I on zawiódł? Korzym w swoim najlepszym sezonie w Ekstraklasie zdobył 9 goli. U nas miał cztery trafienia. To nigdy nie był supersnajper, ale walczak, który grałby nawet na wózku inwalidzkim i z połamanymi rękami. Tak samo Lenartowski. Nikomu nie przystawiałem pistoletu do głowy, żeby uzyskać zgodę na ściągnięcie tego czy innego zawodnika. W każdym przypadku zarząd wyrażał akceptację. Podbeskidzie ma najniższy budżet w Ekstraklasie, a działacze chcieliby sprowadzać nie wiadomo kogo. Wiedząc jakimi środkami dysponuję namawiałem do gry chłopaków, którzy nigdy nie pękali i nie odpuszczali. Tak samo zresztą jak cała drużyna.
- Teraz wraca pan do Kielc, do rodziny, a tam z końcem sezonu w Koronie wygasa umowa trenera Tarasiewicza…
- Nie czyham na niczyją posadę. Teraz poświęcę więcej czasu żonie i dzieciom. Wierzę w Boską Opatrzność i przeznaczenie. Z pokorą przyjmę to co da los, bo jestem za krótki żeby wnikać w Boskie plany.