- Przed przerwą przejechaliście po Wiśle jak walec, by w drugich 45 minutach niespodziewanie stanąć. Dlaczego?
Sebastian Szymański: - Za szybko uwierzyliśmy, że już wygraliśmy. Niepotrzebnie byliśmy tak daleko od przeciwnika. Przez to Wisła opanowała środek pola i w konsekwencji w tak krótkim czasie straciliśmy trzy bramki. To złości i boli!
- Znowu nie wygraliście w Warszawie. W tym sezonie przy Łazienkowskiej zdobyliście tylko osiem punktów. Presja rośnie?
- Wychodzimy na boisko i robimy swoje. Nikt nie liczy ile punktów mogliśmy uzyskać. Z Wisłą w drugiej połowie zabrakło trochę szczęścia, trochę koncentracji. W porównaniu do pierwszej części, w której prezentowaliśmy się bardzo dobrze, po przerwie było już dużo gorzej. Wierzę, że z Jagiellonią zagramy na wysokim poziomie przez 90 minut i wygramy w Białymstoku.
- Po pierwszym straconym golu uszła z was pewność siebie?
- Każda stracona bramka powoduje moment zwątpienia, zawahania czy wszystko wciąż jest w porządku. Kiedy strzeliliśmy dwa gole, też widzieliśmy, że Wisła traci wiarę, że może u nas wygrać. Najbardziej złości nas fakt, że tak szybko daliśmy sobie strzelić trzy bramki. To nie powinno się zdarzyć!
- W szatni było gorąco?
- Byliśmy źli, rozmawialiśmy, ale co jest w szatni, zostaje w szatni. Zawsze.
- Straciliście szanse na zostanie liderem Ekstraklasy.
- Dlatego ten remis tak denerwuje. Ale jest jeszcze wiele meczów przed nami i wierzę, że prędzej czy później awansujemy na pierwsze miejsce w lidze. Mecz z Wisłą to już historia. Teraz myślimy już o Jagiellonii. Zrobimy wszystko by ją zdominować, tak jak w pierwszej połowie Wisłę. Tyle, że tym razem na takim samym poziomie zagramy przez całe spotkanie.