- Lepszego zakończenia meczu chyba nie dało się wyobrazić.
Maciej Dąbrowski: - Brałbym taki scenariusz w ciemno! Wygrać przy takiej publiczności, w takich okolicznościach... Nie ma to jak uciszyć cały stadion w ostatniej minucie.
- Na kilka minut przed końcem wydawało się, że Lech jest bliżej zwycięstwa.
- Po straconym golu od razu ruszyliśmy do przodu, bo chcieliśmy szybko odrobić straty. Udało się wyrównać i wierzyliśmy, że to spotkanie można jeszcze "odkręcić" i wygrać. Doprowadziliśmy do wyrównania, a później wszedł Kasper i drugi raz w tym sezonie zapewnił nam wygraną w doliczonym czasie gry. Wielki szacunek dla niego.
- Po raz 20. w tym sezonie straciliście gola ze stałego fragmentu gry. To problem?
- Jasne, nie powinniśmy stracić tego gola, ale taka jest piłka. Myślę, że sposób, w jaki straciliśmy bramkę, jest najmniej istotny, bo nikt nie będzie o tym pamiętał za kilka dni. Jeśli każdy mecz miałby się kończyć w taki sposób, to życzyłbym sobie tego.
- Jak ważna jest ta wygrana w kontekście podziału punktów, który niebawem nastąpi?
- Punkty zdobyte z Lechem znaczą bardzo dużo, bo jeśli zakończymy sezon zasadniczy na takim miejscu, na którym jesteśmy obecnie, to oznaczałoby, że mecze z zespołami z miejsc 3. i 4. zagramy u siebie. Wychodziłoby, że to spotkania z Lechem i Lechią, czyli dwa najważniejsze.
- Jesienią grałeś rzadko, a teraz jesteś jednym z filarów zespołu. Skąd taka przemiana?
- Trzeba zapytać trenera (śmiech). Mówiąc jednak poważnie, czułem wsparcie od trenera Magiery, wierzył we mnie i teraz mu się odwdzięczam najlepiej, jak potrafię. Wiedziałem, że jeśli dojdę do siebie pod względem fizycznym po tym trudnym dla mnie momencie jesienią, pomogę Legii, a Legia pomoże mnie.