"Super Express": - Gdyby porównać rywalizację o mistrzostwo Polski do wyścigu Formuły 1, której jest pan wielkim fanem...
Maciej Skorża: - To bylibyśmy jak ferrari i Sebastian Vettel, a Legię porównałbym do mercedesa i Lewisa Hamiltona z wyścigu w Malezji. To tam Vettel wyprzedził Hamiltona i wygrał, bo przechytrzył rywala zmianą opon.
- To było dla pana najtrudniej zdobyte mistrzostwo Polski?
- Tak, bo bardzo krótko znałem drużynę. Dziewięć miesięcy temu zastałem szatnię, w której brakowało wiary w siebie. Lech był ekipą niedojrzałą, którą łatwo było zniechęcić na boisku po straconej bramce. Mieliśmy problem z tym, że traciliśmy dużo punktów w końcówkach meczów. Największe rezerwy były w głowach zawodników.
- Kiedy pan uwierzył, że Lechowi uda się zdetronizować Legię?
- Pierwszym sygnałem było wiosenne zwycięstwo nad Legią w Poznaniu (2:1). "Kolejorz" długo czekał na pokonanie zespołu ze stolicy. Po tym meczu drużyna uwierzyła, że może nam się udać ich wyprzedzić. A najważniejsza była wygrana na Łazienkowskiej (2:1). Dała nam mnóstwo wiary, optymizmu i nadziei, że ten sezon może się dla nas pięknie skończyć.
- Po ostatnich nieudanych występach w europejskich pucharach daje się już w Lechu wyczuć ciśnienie przed eliminacjami do Ligi Mistrzów?
- Media i kibice wmawiali nam, że nie umiemy grać jako faworyci, że nie potrafimy pokonać Legii, a my te kolejne psychozy przełamywaliśmy. Nie tkwimy w przeszłości, nie rozpamiętujemy starych występów. Chcemy wyjść na boisko i walczyć o awans do upadłego. Nie mogę obiecać, że zakwalifikujemy się do fazy grupowej, ale ręczę, że będziemy optymalnie przygotowani i włożymy wszystkie siły w to, by zajść w tych rozgrywkach jak najdalej.
- Kim będzie pan walczył o Ligę Mistrzów? Podobno Karol Linetty jest już po słowie z Tottenhamem.
- Karol to nasza perełka. Jest zawodnikiem, który już teraz ma szanse grać w pierwszym składzie reprezentacji Polski. To dla klubów z całej Europy łakomy kąsek. Przekonuję go, by jeszcze na sezon został. Gdyby odszedł, byłaby to dla nas wielka strata. By mieć szanse zaistnieć w Europie, musimy utrzymać możliwie najlepszy stan posiadania i umiejętnie się wzmocnić, bo w pucharach poprzeczka jest zawieszona znacznie wyżej niż w naszej lidze.
- Mieszkając na stałe w Warszawie, doznał pan jako trener Lecha jakichś nieprzyjemności? Synowie nie byli źli na tatę, kiedy w ligowej tabeli wyprzedziliście Legię?
- U mnie pod blokiem jest zakaz parkowania, ale ludzie i tak zostawiają tam samochody. Wtedy życzliwy sąsiad dzwoni po straż miejską. Ostatnio tylko ja dostawałem mandaty. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności. Natomiast synowie urodzili się w Poznaniu i choć często muszą się bronić przed docinkami kolegów, to kibicują tacie i Lechowi.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail