Zanim trafił do Polski, mógł zostać gwiazdą brazylijskiego Vasco da Gama. Jako junior był zapraszany na treningi z pierwszym zespołem, w którym występowali tacy gwiazdorzy, jak Romario czy Juninho Pernambucano.
- W kółko byłem rzucany pomiędzy seniorami a drużyną młodzieżową. To mnie wkurzało. Myślałem, że mam olbrzymi potencjał i... walnąłem focha - wspominał Marcus w rozmowie z "Weszło".
Nie dostał drugiej szansy, zmienił klub, aż wreszcie zdecydował się na podróż do Europy.Na początku 2008 roku przez miesiąc zwiedził pół Europy (był testowany na Litwie, Łotwie, w Estonii, Chorwacji, Szwecji i Szwajcarii), ale szansę dano mu dopiero w. czwartoligowym Piaście Choszczno. Po pół roku trafił do drugoligowych Czarnych Żagań, gdzie ze względu na problemy z kartą pobytu w ogóle nie grał, a klub mu nie płacił. Miesięcznie otrzymywał 400 zł od menedżera, mieszkał w klubowym hoteliku, z którego w końcu został wyrzucony, bo klub nie zapłacił za piłkarza.
- Byłem zdecydowany na powrót do Brazylii, ale nie było mnie stać na bilet lotniczy - wspominał później.
Po latach tułaczki w trzeciej lidze (Zdrój Ciechocinek i Orkan Rumia) został zauważony przez ekstraklasowy GKS Bełchatów (zagrał w 20 meczach i nie strzelił gola). Stamtąd wrócił do Orkana, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Ewelinę, córkę prezesa klubu. W 2015 roku wzięli ślub, ale dzień, który powinien być najpiękniejszy w ich życiu przemienił się w koszmar, bo w trakcie zabawy na atak serca zmarł tata piłkarza.
- W ciągu roku odniosłem cztery triumfy. Najpierw awansowaliśmy z Arką do Ekstraklasy, później urodziła mi się córeczka, dostałem obywatelstwo, a teraz wygrałem puchar Polski. Czego mógłbym sobie więcej życzyć? - cieszył się Marcus po zwycięstwie 2:1 nad Lechem.