W 28. serii gier, w miniony weekend, częstochowianie – dzięki zwycięstwu 2:0 z Widzewem – powiększyli dystans dzielący ich od legionistów, którzy na własnym stadionie zremisowali 2:2 z Lechem. W beczce miodu pod Jasną Góra znalazła się jednak łyżka dziegciu: Ivi Lopez zdążył dać swej drużynie prowadzenie, ale kilka minut później – z grymasem bólu – opuścił murawę, co mocno zmartwiło kibiców Rakowa.
Niepokojących z ich punktu widzenia obrazków było jednak w trakcie gry z łodzianami więcej. Hiszpański lider drużyny nie jest bowiem jedynym graczem lidera tabeli, który boryka się z kłopotami zdrowotnymi. Mateusz Wdowiak, który zastąpił Lopeza, też bowiem nie dotrwał na murawie do końcowego gwizdka (a kilka minut przed zmianą siadł na chwilę na trawie).. - Mati miał już od pewnego czasu trochę małych problemów, mogło mu się coś tam odezwać. Ale dograł do końca, a zmiana była taktyczna. Marcin [Cebula], który wszedł ze świeżymi siłami, pomógł zamknąć ten mecz – wyjaśnił trener Papszun.
Szkoleniowiec częstochowian nie krył zresztą, że sztab medyczny w jego drużynie ma ręce pełne roboty. - Jesteśmy w tej fazie sezonu, w której zawodnicy mają sporo mikrourazów - zdradzał. - I to się czasem w meczu odzywa. Niektórzy zawodnicy grają na środkach przeciwbólowych, Tym cenniejsze jest ich poświęcenie – przyznawał opiekun częstochowian, przywołując wspomniany przykład niedzielnego zmiennika Lopeza.