To Michał Żyro (22 l.) przerwał męczarnie Legii w starciu z Zawiszą (2:0), strzelając w 70. minucie bramkę. A potem zaliczył jeszcze piękną asystę. Jednak na ustach wszystkich kibiców z Łazienkowskiej był w sobotni wieczór Saganowski.
Kiedy 1,5 roku temu wykryto u niego zaburzenia rytmu serca, wielu postawiło na nim krzyżyk. Nie poddał się, wrócił do gry i swoimi golami pomógł Legii wywalczyć mistrzostwo i Puchar Polski. Podobnie było, gdy 7 miesięcy temu w meczu z Jagiellonią po brutalnym faulu rywala zerwał więzadła. Wydawało się, że już się nie podniesie.
Przeczytaj: Skra Bełchatów nowym mistrzem Polski! Bohater Wlazły!
- Wiele było w moim piłkarskim życiu ciężkich chwil, ale ta rehabilitacja była najtrudniejsza. Pewnie jeszcze nieraz upadnę, ale nigdy się nie poddam - mówił.
Gdy w 86. minucie meczu z Zawiszą wchodził na murawę, kibice Legii zgotowali mu niesamowitą owację. Rytmicznym okrzykom "Marek Saganowski!" i "Sagan jest z nami!" nie było końca. A kiedy już w 88. minucie popisał się sprytem i trafił do siatki, zaczęło się prawdziwe szaleństwo.
- Słysząc te okrzyki kibiców, aż czułem ciarki na plecach. Po golu to była już euforia, nigdy wcześniej nie czułem na boisku takich emocji - uśmiechał się łodzianin.
Wychowanek ŁKS-u nigdy nie ukrywał, że miejsce numer 1 w jego sercu zawsze będzie zajmował łódzki klub. Mimo to jest uwielbiany przy Łazienkowskiej. Za waleczność i charakter, które znów pokazał. W Ekstraklasie strzelił już 97 goli. Czy walnie setkę jeszcze w tym sezonie?
- Zostało sześć kolejek, więc wszystko jest możliwe. A skoro teraz strzeliłem po dwóch minutach, to ile jeszcze potrzebuję czasu? Piętnaście minut gry? - zażartował.