Super Express: - To był jeden z najtrudniejszych sezonów dla Legii…
Miroslav Radović: - Przede wszystkim był wyjątkowy dla mnie, bo nieco później dołączyłem do zespołu i myślę, że pomogłem drużynie. Pokazaliśmy, że umiemy nie tylko uciekać rywalom, ale i ich skutecznie gonić. Dlatego to trofeum smakuje wybornie.
- Co było kluczowym momentem rozgrywek, w którym uwierzyliście, że możecie dogonić liderów tabeli?
- Przyjście Jacka Magiery. Cały czas utwierdzał nas w przekonaniu, że dobrze wykonujemy swoją pracę i osiągniemy cel, jakim od początku było mistrzostwo. Przed meczem z Lechią zrobił nam odprawę, której nie zapomnę do końca życia. Wiele przeżyłem w piłce, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale mówił o nas, naszych rodzinach. Kiedy się tego słuchało człowiek miał ciarki na plecach…
- Dużo nerwów straciliście czekając na zakończenie spotkania w Białymstoku?
- Te dziesięć minut kosztowało mnie kilka lat życia. Nie zdziwię się, jeśli jutro rano zobaczę, że przybyło mi siwych włosów ( śmiech).
- W trakcie meczu znaliście wynik Jagiellonii?
- Kiedy schodziliśmy na przerwę, dowiedzieliśmy się, że Lech wygrywa 2:0. Potem w końcówce z ławki słyszeliśmy żeby atakować, bo w Białymstoku jest remis 2:2. Trochę szkoda mi Lechii, bo zasłużyła na puchary.
- Największą gwiazdą Legii był Vadis Odjidja-Ofoe. A kto zdaniem kapitana za służył na miano cichego bohatera drużyny?
- Cały zespół. Vadis szczególnie w drugiej części sezonu był w niesamowitej formie. Poza tym Arek Malarz trzymał bardzo wysoki poziom. No i obrona! Za trenera Magiery traciliśmy bardzo mało bramek. Nie można zapomnieć też Beresia, Niko i Prijo, bo to mistrzostwo to też ich sukces i ich zasługa.
- Zatem warto było wrócić do Legii…
- Na pewno! Biorąc pod uwagę gdzie zacząłem, miałem umowę z Partizanem , potem rozmowy z Legią potoczyły się bardzo szybko i jestem szczęśliwy, że wróciłem do domu. Ten tytuł smakuje wyjątkowo, również z tego powodu, że w końcówce sezonu grałem z kontuzją kolana, na zastrzykach. Ale zaciskałem zęby i wychodziłem na boisko żeby nie zostawić chłopaków.
- Zostajesz w Warszawie?
- Oczywiście! No, chyba że zadzwoni Real Madryt…
Rozmawiali Piotr Dobrowolski, Mateusz Fudala