"Super Express": - Grał pan wiele lat w Glasgow Rangers, a ostatnio w Sportingu Gijon. Przyjście do Legii trudno nazwać sportowym awansem...
Nacho Novo: - Dostałem dobrą ofertę od klubu, który, jak mi wszyscy mówią, ma duże ambicje. Wiem, że są tu świetny stadion i superkibice. O tym, że jest możliwość transferu do Legii, dowiedziałem się tydzień temu. Myślałem 2-3 dni i się zgodziłem. Mamy walczyć o tytuł, jesteśmy na drugim miejscu w tabeli. Zapowiada się to wszystko bardzo ciekawie.
- Czemu nie wyszło panu w Sportingu?
- To skomplikowana sprawa. Trener, który mnie sprowadził, stracił pracę. Potem był kolejny i kolejny... Trafiłem na ławkę, a ja takich sytuacji nie lubię, więc powiedziałem działaczom, że chcę odejść. Sporting chciał mnie zatrzymać, jednak nie zgodziłem się, bo chcę grać.
Przeczytaj koniecznie: Patryk Małecki na wylocie z Wisły Kraków?
- Lwią część kariery spędził pan w Szkocji. Tak zwany Helicopter Sunday to najlepsze wspomnienie stamtąd?
- (śmiech). Tak. To była niesamowita niedziela. Przed ostatnią kolejką Celtic miał nad nami dwa punkty przewagi i grał na wyjeździe z Motherwell. My u siebie podejmowaliśmy Hibernian. Celtic długo prowadził, ale pod koniec meczu stracił dwa gole, a ja strzeliłem zwycięską bramkę dla Rangers. Helikopter, który odleciał już z trofeum w stronę Motherwell, musiał po moim trafieniu zawrócić w stronę Glasgow, żeby wręczyć je nam. Ale Szkocja nie jest duża, więc daleko nie mieli (śmiech).