„Super Express”: - Kiedy poznał pan Manuela Arboledę? Jak to się stało, że prowadzicie wspólnie klub piłkarski?
Juan Carlos Restrepo: - Manuela znam od lat, od czasów, gdy jeszcze grał w Kolumbii. Potem, gdy wyjechał do Peru i Polski, kontakt się urwał, ale po jego powrocie znów się spotkaliśmy. Od pewnego czasu razem ze wspólnikami Manuela prowadzimy klub piłkarski, który w 2017 roku wystartuje już w kolumbijskich rozgrywkach ligowych. Wniosek został złożony i przyjęty, więc za kilka miesięcy ruszamy. Wszystko mamy gotowe. Kadrę piłkarską, szkoleniową… Nasz zespół rozgrywa już sparingi, nie przegrał żadnego z ostatnich osiemnastu, a graliśmy z zespołami pierwszej i drugiej ligi kolumbijskiej. Jestem przekonany, że to będzie bardzo udany projekt.
- W weekend pojawi się pan z Arboledą w Polsce. Jak rozumiem, chodzi o nawiązanie współpracy z polskimi klubami.
- Tak, chcemy zaprezentować nasz projekt ludziom działającym w polskiej piłce. Jestem pewien, że piłkarze, których reprezentujemy mogą wnieść jakość do polskich klubów. A sami gracze na tym skorzystają, bo do naturalnej techniki dołożą znajomość taktyki. Moje doświadczenie plus to co w piłce przeżył Arboleda powinno dać dobre skutki. Prowadzimy razem coś co ja nazywam „projekt James”.
- Na czym dokładnie polega „projekt James”?
- Na tym, żeby nic w rozwoju kariery piłkarza nie zostawić przypadkowi. Jamesa poznałem, gdy miał trzy lata. Szybko zobaczyłem, że chłopak ma smykałkę do gry, ale do tego, aby osiągnął sukces, trzeba było dołożyć sporo pracy. Był taki okres, że James był malutki chudziutki, taki kieszonkowy. Po rodzicach, bo oboje nie są zbyt wysocy. Zleciłem badania genetyczne, byliśmy u lekarzy specjalistów w tej dziedzinie. Przez długi czas James miał specjalne żywienie, staraliśmy się nie zaniedbać niczego na żadnym froncie. Psycholog? Proszę bardzo. Trener od przygotowania fizycznego? Nie ma problemu. Przez ponad 15 lat prowadziłem tego chłopaka, począwszy od zabierania go do parku, gdy miał lat trzy, po wspieranie, gdy już grał poza Kolumbią. Wiem zatem jak prowadzić piłkarza od pierwszego etapu, jak nim „zarządzać”. I ten „projekt James” staramy się wdrożyć w naszym klubie. Dobieramy odpowiednich piłkarzy, a do nich trenerów i specjalistów różnych dziedzin. A sam James bardzo interesuje się naszą wizytą w Polsce. Rozmawiałem z nim wczoraj i dopytywał których piłkarzy zabieramy ze sobą do waszego kraju. James zna skład naszego klubu, wie jakich mamy piłkarzy i też uważa, że ten projekt idzie w bardzo dobrym kierunku.
- Czyli można powiedzieć, że szukacie dla polskich klubów nowego Jamesa?
- Tak. W Kolumbii jest naprawdę mnóstwo talentów. Nie każdy szybko wypływa na szerokie wody. Z bardzo różnych powodów. A to ekonomia, a to układy, a to inne sprawy. My chcemy tym chłopakom otworzyć drzwi do kariery. Właśnie w ramach tego co nazywam „projektem James”.
- Tylko że tacy piłkarze jak James są bardzo drodzy…
- Ale nie na początku. Kolumbijczycy wyjeżdżający z Kolumbii nie są drodzy, poza tym na tym etapie zależy nam bardziej na pokazaniu naszego projektu, a nie na szybkich zyskach. Natomiast to co pan powiedział, ma znaczenie później. Faktem jest, że Kolumbijczycy są sprzedawani za dziesiątki milionów euro, ale to już po tym jak pokażą się w europejskich klubach. Jeśli uda się nawiązać współpracę w Polsce, to właśnie do tego będziemy dążyć: aby skorzystali wszyscy. Polskie kluby, piłkarze i my.
- Jak wspomnieliśmy, poznał pan Jamesa, gdy miał trzy lata. Jakie były najtrudniejsze momenty w jego karierze?
- Było ich całkiem sporo, z reguły początki w nowych klubach. On bardzo szybko wyjechał z Kolumbii, trafił do Argentyny. Ostatecznie bardzo dobrze mu ten wyjazd zrobił, ale na początku się denerwował, bo nie zawsze grał. A wiadomo, że piłkarz rezerwowy to piłkarz nerwowy. Potem Porto – nowy kraj, nowy język. Tam też go wspieraliśmy nieraz. W Monaco z kolei też były pewne tarcia, chodziło o sprawy związane z taktyką trenera Ranieriego. Ale te wszystkie wyrzeczenia się potem zwracały.
- No właśnie. Kiedy pomyślał pan: a jednak warto się było tak poświęcać. Był taki jeden, szczególny moment?
- Tak był. Mistrzostwa świata w Brazylii i fakt, że James został królem strzelców. A takim najbardziej konkretnym momentem był jego gol w meczu z Urugwajem, najładniejsza bramka mistrzostw, uznana też najładniejszą bramką świata w 2014 roku. Pamiętacie? Przyjęcie piersią i bomba pod poprzeczkę. Powiedzieć „gol” o tym co zrobił to za mało. To było dzieło sztuki. Dla mnie w tym momencie boisko piłkarskie było jak płótno Picassa, a noga Jamesa jak jego pędzel.
- Teraz plotkuje się, że James może odejść z Realu. Co pan wie na ten temat?
- Myślę, że jednak zostanie. Jak go znam, to będzie chciał powtórzyć swój pierwszy, bardzo dobry, sezon w barwach Realu.
- Wracając do waszej podróży. Manuel mówił, że zabieracie do Polski kilku piłkarzy.
- Tak, czterech. Wszyscy są młodzi, ale już z doświadczeniem w dorosłej piłce, z występami w młodzieżowych reprezentacjach Kolumbii. Jestem przekonany, że jeśli dostaną szansę, to nie zawiodą.