Z dziennikarskiego śledztwa Szymona Jadczaka wynikało, że za sznurki w krakowskim klubie pociągają osoby należące do grupy "Wisła Sharks". Na czele miał stać Pawłem M. ps. "Misiek", który niedawno został złapany przez policję we Włoszech. Mężczyzna posługiwał się fałszywym dowodem osobistym i podejrzewany jest o udział w gangu narkotykowym.
Sprawa była poważna, a najważniejsze osoby w Wiśle milczały. Klub wydał jedynie oświadczenie, w którym zapowiadał podjęcie kroków prawnych w stosunku do autora materiału. Dopiero po wielu tygodniach głos zabrała prezes Białej Gwiazdy, Marzena Sarapata. Udzieliła wywiadu portalowi laczynaspasja.pl, który należy do sponsora Wisły, LvBet.
Prezes kategorycznie zaprzeczyła, jakoby klubem rządził Paweł M. - Czy "Misiek" ma władzę? Nie ma. Powtarzałam to wielokrotnie. Nie jest członkiem zarządu, nie ma go w komisji rewizyjnej ani radzie nadzorczej, nie pracował w żadnym dziale klubu, nawet w kasach - wyjaśniła Sarapata.
Podtrzymała również stanowisko o złożeniu pozwu. - Zostaną one złożone przez spółkę i TS. Nie da się tego napisać na kolanie, wiem że kibice się tego domagają. Poinformujemy o tym natychmiast w momencie złożenia pozwu w sądzie. Musi to trochę potrwać, aby to było rzetelne - dodała.
Sarapata zarzuca autorowi materiału, że został on zbudowany na zdarzeniach, które nie miały miejsca. - Materiał miał szokować i tak było. Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby wszystko pozostało na poziomie domysłów czy sugerowania pewnych rzeczy, wtedy trudno byłoby odpierać zarzuty. Natomiast jeśli są w tym materiale treści zbudowane na czymś, co nie miało miejsca, to łatwiej jest się do tego odnieść - powiedziała.
Prezes Wisły Kraków przyznała również, że była szantażowana. - Odnośnie pogróżek: też je dostałam, też byłam szantażowana. Było w nich to, że wyjdą na jaw ni mniej, ni więcej dokładnie takie same materiały, jakie mogliśmy zobaczyć w "Superwizjerze" - zakończyła