„Super Express”: - Ma pan swój ranking komentatorów i ekspertów sportowych wywodzących się ze środowiska piłkarskiego?
Robert Podoliński: - Zawsze czerpię dużą przyjemność ze współpracy z panem trenerem Andrzejem Strejlauem. Niesamowicie żywy umysł, celne uwagi i ogromna wiedza. Trzeba po prostu z tego czerpać. Na pewno trener Strejlau jest jednym z najciekawszych ekspertów wywodzących się ze środowiska trenerskiego. Generalnie bardzo dobrze mi się współpracuje z byłymi piłkarzami, z którymi mam do czynienia w Telewizji Polskiej Czyli z Tomkiem Kłosem, Sebastianem Milą, Marcinem Żewłakowem i Maćkiem Szczęsnym.
-Ja z kolei słyszałem, że to Robert Podoliński jest najlepszym ekspertem i komentatorem z grona ludzi wywodzących się ze środowiska piłkarskiego.
- Bardzo miła opinia… O gustach się nie dyskutuje. Jedni wolą blondynki, inni brunetki… Mam nadzieję, że jestem oceniany za przygotowanie merytoryczne, a nie za to jak jestem uczesany.
- Łatwiej jest być trenerem, czy komentować mecze w telewizji?
- Zdecydowanie łatwiej jest być komentatorem i ekspertem. Nie jest to praca aż tak weryfikowalna, nie jest poddawana aż tak dużym emocjom. W pracy trenera co tydzień jest zebranie akcjonariuszy, co tydzień jesteśmy oceniani przez kilka tysięcy ludzi, z których wszyscy znają się na piłce. Tu jest o tyle łatwiej, że skupiam się na tym, co widać na boisku. Staram się nie oceniać, nie głosić własnych opinii. Bo ani nie trzeba, ani się nie da.
- Czy po jakimiś fatalnym zagraniu piłkarza z drużyny, której występ pan komentował, zdarzyło się panu ugryźć się w język, by nie powiedzieć co pan myśli o takiej partaninie?
- Nie, bo łatwo jest krytykować, a ciężej jest wyjaśnić co zdarzyło się wcześniej i dlaczego taki błąd miał miejsce.
- Długo pan się przygotowuje do transmisji? I na czym, tak od kuchni, te przygotowania polegają?
- To zależy… Mistrzostwa świata i mecze kontrolne przed mundialem były dla mnie pierwszym przetarciem. Zwykle przygotowania zajmują mi dwa, trzy dni. Staram się oglądać wcześniejsze mecze zespołów, które będę miał przyjemność obserwować. Po informacje sięgam do prasy, mediów społecznościowych. O tyle mam dobrą sytuację, że skupiam się na kwestiach piłkarskich. Nie interesuje mnie z kim spotykała się babcia jakiegoś piłkarza, czy jakim statkiem przypłynął do Europy. Zajmuje się boiskiem. Koncentruje się na tym w jakim ustawieniu grał zespół, na wiodących piłkarzach oraz na tym, jak wyglądały ich poprzednie spotkania. Także taka praca trenerska, tyle że opowiadam o tym nie w szatni tylko przed mikrofonem.
- Słuchając pana, odnosi się wrażenie , że praca w TV sprawia panu niesamowitą frajdę. To oznacza, że to już koniec kariery trenerskiej Roberta Podolińskiego?
- Nie! Cały czas jestem aktywny w zawodzie. W Varsovii razem ze sklepem „Zgoda” realizujemy bardzo ciekawy projekt, którego patronem jest Robert Lewandowski. Szkolimy najzdolniejszych młodych piłkarzy. Jest bardzo dużo jednostek treningowych, to naprawdę zajmuje mnóstwo czasu. A co do prowadzenia zespołu seniorskiego, to myślę, że przyszedł dobry czas, żeby się zastanowić i odbyć staż na najwyższym poziomie. Mam przyjemność pracować przy meczach reprezentacji, mistrzostwach świata, spotkaniach Ligi Mistrzów. Dużo się dzieje… A głowa też musi odpocząć, bo ci którzy tego chleba nigdy nie spróbowali, nie zdają sobie sprawy z jakim obciążeniem wiąże się praca trenerska.
- Pytam o pana przyszłość w zawodzie szkoleniowca, bo od jednego z pana były podopiecznych słyszałem opinie, że zniechęcił się pan do trenowania, kiedy w Cracovii właściciel tego klubu profesor Janusz Filipiak próbował panu ustalać skład. To prawda?
- Kompletna bzdura! Myślę, że to ja byłem wtedy nie do końca przygotowany do pracy w ekstraklasie. Później czary goryczy przepełniła sytuacja z Podbeskidziem, gdzie w dość ciekawych okolicznościach spadliśmy z ligi.
Całą rozmowę można obejrzeć i odsłuchać poniżej