Młokos ze Szczecina w tym sezonie kieruje grą Ślązaków i strzela piękne gole. W 52. minucie Lipski przymierzył jak słynny przed laty holenderski obrońca z młotem w nodze - Ronald Koeman. Lipski z 35 metrów huknął tak potężnie, że piłka wpadła w okienko bramki Sebastiana Nowaka.
- To był przełomowy moment meczu. Gospodarze wyszli na 2:1. Kilka chwil wcześniej sytuacji nie wykorzystał Dawid Plizga. Cóż, stare powiedzenie mówi, że jak na boisku nie dajesz, to zbierasz - kręcił głową smutny trener "Słoni" Piotr Mandrysz.
Lipski zdradził, że na treningach też strzela tak piękne gole. - Zdarza mi się w podobny sposób skończyć akcje. Fajnie, że wyszedł taki efektowny gol. Ale nie napalam się na bramki. Jeśli dobrze dogram koledze i on trafi do siatki, też jestem zadowolony - opowiadał po meczu "Lipa".
W końcówce chorzowianie rozbili rywali. Roland Gigołajew i Artur Lenartowski nie pozostawili wątpliwości, komu należą się trzy punkty. Prawdziwą huśtawkę nastrojów przeżył ten drugi. Gigołajew tuż po wejściu na boisko trafił na 3:1, a chwilę później... pobił się z Sebastianem Ziajką i razem z rywalem wylecieli z czerwonymi kartkami.
- Ziajka przesadził, szarpiąc Gigołajewa za koszulkę, ale Rosjanin też niepotrzebnie się zagotował - ocenił Marek Zieńczuk, pomocnik Ruchu.