W tygodniu nowy szkoleniowiec przewietrzył legijną szatnię. Jednych zesłał do Młodej Ekstraklasy, innych ukarał finansowo. Jednak terapia wstrząsowa doktora Skorży nie pomogła.
- Jestem bardzo niezadowolony z wyniku, wręcz przybity trzecią porażką - mówi Skorża. - Nawet w juniorach mi się to nie przydarzyło. Uważam, że drużyna dała z siebie wszystko, że walczyła. Może zabrakło nam jakości, ale nie ambicji i serca. Możemy wyjść z szatni z podniesioną głową - przekonuje.
Przeczytaj koniecznie: Ulatowski na walizkach
Skorża opowiada o walce, ale to Zagłębie zasłużyło na wygraną. Piłkarze z Lubina byli bardziej zdeterminowani, by po serii słabszych występów zdobyć trzy punkty. No i mieli w swoich szeregach Dawida Plizgę, który strzelił gola i walczył za dwóch. O legionistach nie da się tego powiedzieć.
Goście nie potrafili ani razu poważnie zagrozić bramce Zagłębia. Pierwszy strzał gracze z Warszawy oddali w... 45. minucie! A gdyby nie bezmyślne zagranie ręką na polu karnym Mouhamadou Traore, to drużyna marzeń Skorży wyjechałaby z Lubina bez bramkowej zdobyczy.
- Mamy małą siłę rażenia z przodu, brakuje nam armat - broni się Skorża. - Kucharczyk robił, co mógł i słowa uznania dla niego. Dyrektor Jóźwiak pracuje jeszcze nad ściągnięciem napastnika. Być może na dniach ktoś nowy pojawi się w naszej szatni.
Patrz też: Mezenga kopie makaron na stołówce!
Fatalną grę trzeba poprawić natychmiast. Już w następnej kolejce rywalem Legii będzie Lech...
- Wierzę w tę drużynę - uspokaja Skorża. - Potrzeba nam bodźca, przełamania się, bo w Lubinie wcale nasza gra nie wyglądała bardzo źle. Skupiam się na tym, by wyciągnąć zespół z kryzysu. Robię swoje, nie chcę zadręczać się i myśleć o tym, że mogę być zwolniony. Chcę dalej pracować z zespołem, bo widzę, że idzie ku lepszemu - uważa szkoleniowiec Legii.