Parę lat temu wydawało się, że utalentowany skrzydłowy musi zrobić wielką karierę. Piękny sen reprezentanta Polski przerwała przewlekła kontuzja kości piszczelowych. Sebastian przez półtora roku walczył o powrót do zdrowia. A kiedy już wreszcie się wyleczył, 19 września 2008 roku... złamał nogę.
- Byłem załamany, ale ani na chwilę nie dopuściłem do siebie myśli, że to może być koniec mojej kariery - mówi "Szałach", który tydzień temu wznowił treningi. - Na razie trenuję indywidualnie, tylko kopię piłkę. Muszę teraz wzmocnić nogę i odbudować mięśnie. Kiedy wrócę na boisko? Może już w drugiej połowie kwietnia.
Gdy Szałachowski złamał nogę, pojawiły się głosy, że to nie pech, że zawodnik ma po prostu słabe, podatne na urazy kości.
- Słyszałem te historie, ale to zwykłe bajki - przekonuje "Szałach". - Miałem po prostu pecha, ale to już za mną. Czuję ogromny głód piłki, w nocy często śni mi się, że strzelam bramki i mam nadzieję, że już za miesiąc te sny się sprawdzą. Wierzę, że jeszcze w tym sezonie przydam się Legii i moje gole pomogą jej wywalczyć mistrzostwo.