W pierwszej wiosennej kolejce "Grosik" zagrał koncertowo. Jeśli utrzyma formę, to będzie rewelacją wiosny. W meczu Jagiellonia - Arka (3: 0) grał nie gorzej od Tomasza Frankowskiego. Zaliczył dwie asysty, będąc prawdziwym utrapieniem dla obrońców z Gdyni.
Nie ma pełnych gaci
- Zaskoczyła mnie tak dobra forma, bo przed meczem nawet dla siebie byłem wielką niewiadomą - przyznaje Grosicki. - Wyszło bardzo fajnie i już się nie mogę doczekać meczów z Lechem i Legią. Gram dla siebie, ale nie zaszkodzi pokazać tym, którzy już mnie skreślili, że bardzo się mylili - deklaruje skrzydłowy Jagiellonii, który ani przed Lechem, ani Legią żadnego strachu nie czuje.
- Jestem zawodnikiem, który nigdy nie ma pełnych gaci. Odwrotnie, taki Lech wyzwoli we mnie dużo więcej adrenaliny niż Arka - mówi 21-letni zawodnik, który ma za sobą naprawdę ciężkie przejścia. Był przecież zupełnie pogrążony w hazardzie, w którym utopił setki tysięcy złotych. Niedawno na pytanie, czy to prawda, że jest winny różnym ludziom 300 tysięcy złotych, tylko się uśmiechnął i odpowiedział, że chciałby, by to była taka kwota. Ponoć jest to grubo ponad 500 tysięcy złotych.
Przeszedłem bardzo wiele
Kiedy Grosicki grał w Legii, potrafił wykorzystać każdy wolny poniedziałek na lot do rodzinnego Szczecina i trwonienie kasy w tamtejszym kasynie. Raz miał dużego pecha, bo po całej nocy w kasynie na szczecińskim lotnisku spotkał... swojego trenera, Jana Urbana, który akurat leciał do Warszawy. To sprawiło, że Legia, która wcześniej pomogła Kamilowi w leczeniu, pozbyła się piłkarza. Najpierw do szwajcarskiego Sionu, a potem właśnie do Jagiellonii.
- Jak na 21-latka to przeszedłem bardzo wiele. I nie chodzi tylko o sprawy pozaboiskowe. Przecież przez ostatnie cztery miesiące musiałem sam trenować, bo nie miałem innych możliwości. Taki mam jednak charakter, że nie pękam. Wiedziałem, że się odkuję. Jedną nogą byłem już w Grasshoppers Zurich, ale Szwajcarzy powiedzieli mi, że nie zdążą mnie przygotować do sezonu. A Jagiellonia przygotowała mnie bardzo dobrze. Czyli jednak można - cieszy się "Grosik", który w Białymstoku zarabia około 30 tysięcy złotych miesięcznie. Przy założeniu, że jest na minusie co najmniej 500 tysięcy, wychodzi na to, że najbliższe dwa lata pracy pójdzie głównie na spłatę długu.
Pokażę, na co mnie stać
Piłkarz ma już jednak taki uraz z powodu hazardu, że unika tematu jak ognia.
- Teraz najważniejsza jest piłka. Białystok jest dla mnie przyjaznym miejscem. Ci ludzie bardzo mi pomogli, mam tu kontrakt do 2012 roku i chcę go wypełnić. I nie wyobrażam sobie, by wyrok degradacji wydany na "Jagę" miał być utrzymany. Mamy za dobry zespół i zbyt wielu kibiców. Nie zasługujemy na to. Podobnie jak ja nie zasłużyłem, by już mnie skreślić. Nie chcę się teraz przechwalać, ale... i tak pokażę, na co mnie stać! - kończy.
Kamil Grosicki
Urodzony:
8 czerwca 1988 roku w Szczecinie
wzrost/waga: 177 cm/75 kg
Pozycja: pomocnik
Kluby: Pogoń Szczecin, Legia Warszawa, FC Sion, Jagiellonia Białystok
Giganci hazardu
Tomasz Hajto (37 l.)
Ma słabość do garniturów, zegarków i kasyn. Kocha szmer kuleczki toczącej się po kole ruletki.
- Każdy po treningu może robić, co chce. Jesteśmy dorośli - odpowiada.
None
Tomasz Dawidowski (30 l.)
Gdy grał w Amice Wronki głośno było o jego wypadach do kasyn w Poznaniu i w Szczecinie. Miał na nie sporo czasu - z powodu kontuzji rzadko grał.
Wahan Gevorgyan (28 l.)
Kiedyś wróżono mu wielką karierę. W Wiśle Płock był gwiazdą i zaszumiało mu w głowie. Zamiast błyszczeć na boisku, szalał w kasynie.
None
Radosław Matusiak (27 l.)
Był stałym bywalcem kasyn. Gdy grał w Wiśle Kraków, mówiono, że jest bankrutem. - Nie mam kłopotu z hazardem. Żyję i mam się dobrze - tłumaczył wówczas Matusiak.