Miał być triumfalny marsz po mistrzostwo Polski, ale wiosna nie mogła się dla piłkarzy Jagielloni gorzej rozpocząć. W czterech ligowych meczach zdobyli zaledwie 2 punkty, a do tego odpadli z Pucharu Polski.
Podrzucali, podrzucali...
- Sprawdziło się moje ulubione przysłowie: "Podrzucali, podrzucali i tylko złapać zapomnieli" - stwierdził trener Probierz. - Mieliśmy walczyć o mistrzostwo, ale ten cel staje się coraz mniej realny. Przyjechaliśmy do Poznania po trzy punkty, ale zabrakło nam takich indywidualności jak Semir Stilić.
Bośniacki pomocnik Lecha zagrał wreszcie tak, jak wtedy, gdy "Kolejorz" zdobywał tytuł. Po przerwie dwa razy znalazł się w odpowiednim miejscu i robiąc użytek ze swojego sprytu i świetnej techniki, trafił do bramki Jagiellonii.
- To był trudny mecz, a rywale stworzyli sobie dużo sytuacji. Różnica między nimi a nami polegała na tym, że my swoje szanse wykorzystaliśmy - podsumował spotkanie Stilić.
Powinien być karny?
W pierwszej połowie to "Jaga" była groźniejsza. Ale, tak jak powiedział Stilić, nie wykorzystała swoich szans. Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby w 19. minucie Tomasz Frankowski wykorzystał sytuację sam na sam z Krzysztofem Kotorowskim. - Gdybym był skuteczniejszy, to byśmy ten mecz wygrali - bił się w piersi "Franek".
Kluczowym momentem była też sytuacja z 44. minuty. Wpadający w pole karne napastnik "Jagi" Vuk Sotirović został powalony przez Manuela Arboledę, ale sędzia zamiast pokazać mu czerwoną kartkę i podyktować rzut karny, nakazał grać dalej. Po przerwie lepszy był już Lech, ale goście znów mieli doskonałą sytuację, żeby odwrócić losy meczu. W 78. minucie, przy prowadzeniu "Kolejorza" 1:0, potężny strzał Cionka głową w samo okienko w kapitalny sposób obronił Kotorowski.
- Trzeba przyznać, że mieliśmy dużo szczęścia - podsumował napastnik Lecha, Bartosz Ślusarki.