Lukas Podolski

i

Autor: AP Photo Lukas Podolski żegna się z publicznością kolońską w ten sposób

Wielki wieczór dla mistrza

Tak wzruszonego Lukasa Podolskiego jeszcze nie widzieliśmy. Ale przekory jak zawsze mu nie zabrakło [ROZMOWA SE]

2024-10-11 7:54

Lukas Podolski ma to już za sobą. W późny czwartkowy wieczór przez długie kwadranse żegnał się z kolońską publicznością – tą samą, która jako pierwsza wyniosła go na szczyty uwielbienia. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi nie chciało swego idola wypuścić z murawy.

„Super Express”: - Potrafi pan jeszcze mówić po takim wieczorze? Jeśli tak, to jak pan skomentuje to, co się właśnie zdarzyło w pańskim życiu?

Lukas Podolski: - Wydarzenie fajne – tak po prostu. Stadion pełny, emocji wiele, kibice nie chcieli wracać do domu… Dla mnie to był trudny dzień: ciężko mi jest odchodzić ze stadionu, z miejsca, w którym się wychowałem i w którym przeżywałem wspaniałe momenty z kibicami. Ten stadion jest dla mnie jak dom; znam tu każdy kąt. Wielkie podziękowania dla tych, którzy przyczynili się do tego święta.

To się musiało zdarzyć właśnie w tym miejscu i na tym stadionie! Lukas i Louis w jednym stali teamie!

- Bardzo długo rozmawiał pan z kolońskim „młynem”. Co pan powiedział kibicom poza oficjalnym przekazem, przez stadionowe mikrofony?

- Podziękowałem za czas, który tu spędziłem. Zawsze będę z nimi. Na starym stadionie, jako młody chłopak, sam siadałem w tym młynie. Ten klub zawsze wspierał nas – mnie i moją rodzinę. Kibice Kolonii też zrobili swoje. Zagrałem tu mój pierwszy mecz ligowy, jak miałem 18 lat. Potem kariera poszła dalej, ale ja zawsze dziękuję tym, którzy do tego się przyczynili. Na przykład kibicom właśnie. Piłka to coś więcej niż tylko wyniki i puchary; to przede wszystkim emocje.

Tak wzruszonego Lukasa Podolskiego jeszcze nie widzieliśmy

- No właśnie – emocje. Pociekła łezka, gdy kibice żegnali w tak niezwykły sposób?

- Oczywiście. Niebo płakało deszczem, a ja też pokazałem swoje emocje. Trudno mi byłoby wyobrazić sobie lepszą okazję do takich wzruszeń: wielu przyjaciół na boisku, 50 tysięcy ludzi, rozśpiewanych i klaskających głośno… Cóż mam powiedzieć więcej: niesamowite chwile.

- I jeszcze symboliczny moment: pański syn wchodzący na murawę, w koszulce z numerem 36 – tym samym, który pan nosił w ligowym debiucie dwie dekady temu… Myśli pan, że to, czego doświadczył w czwartkowy wieczór, ostatecznie przekona go do zostania piłkarzem?

- Nie wiem. Moment na pewno był dla niego fajny, ale ja go do niczego nie zmuszam. Pójdzie swoją drogą. Natomiast na pewno wspaniałą rzeczą jest to, że mogę takie chwile i emocje dzielić z rodziną.

- Czuł pan dumę, gdy Louis towarzyszył panu na murawie? Tu, w domu?

- Tak. Dlatego wziąłem tu i jego, i wielu innych młodych, by zobaczyli jak to wygląda i poczuli te emocje.

Przekory jak zawsze Lukasowi Podolskiemu nie zabrakło

- Pańskie pożegnanie de facto zakończyło mecz – po 65 minutach. Tak to miało wyglądać?

- Po pierwsze – telewizja ma swoje prawa i… czas przeznaczony na jakieś wydarzenie. Po drugie – tę moją rundę honorową przedreptałem… trochę jak stary dziadek. I po trzecie – kibice naprawdę nie chcieli iść do domu (śmiech), a mnie było przyjemnie z tymi ich śpiewami. Piękny dzień – spędzić taki wieczór z Górnikiem, z Kolonią. Miło mi, że był trener Joachim Loew, że przyjechał Hansi Flick, że pojawił się Olivier Bierhoff. To wszystko ma dla mnie wielkie znaczenie.

Lukasa Podolskiego cała prawda o Kolonii i o Zabrzu. Wali nią między oczy, wielu poczuje się zaskoczonych [ROZMOWA SE]

- Joachim Loew powiedział nam, że dla pana przyleciałby nawet z Sydney!

- No to napiszcie to (śmiech). Mnie jest miło słyszeć takie słowa. Sami wiecie, że staram się być normalny: taki, jakim wychowali mnie rodzice. Fajnie, że to się ludziom podoba.

Sonda
Czy Lukas Podolski powinien po zakończeniu kariery boiskowej zostać prezesem Górnika?
Najnowsze