To Bóg nam go zesłał

2009-04-26 9:30

Emelder Chinyama (56 l.) nawet nie śniła, że kiedyś będzie mogła zamieszkać we własnym domu. - Bóg zesłał mi wspaniałego syna, który kupił mi piękną willę - mówi wzruszona matka napastnika Legii.

Przedmieścia Harare, stolicy Zimbabwe. To tutaj dorastał gwiazdor Legii, lider klasyfikacji strzelców polskiej ekstraklasy. Na piaszczystej drodze mali chłopcy grają w piłkę. Kiedy słyszą nazwisko Chinyama, przerywają grę i podnieceni wykrzykują: - Jest świetny, strzela dużo goli w Polsce! - woła jeden. - Jak dorosnę, to chcę być taki jak Takesure! - krzyczy drugi.

Chinyama wychowywał się w Dzivarasekva, ubogiej dzielnicy Harare. Jest najmłodszy z szóstki rodzeństwa, ma trzy siostry (Elfreda, Marry, Emma) i dwóch braci (Juliet i Jotham).

Wolał piłkę, a nie książki

- Mój mąż Gosten zmarł w 2005 roku, był ogrodnikiem - opowiada Emelder Chinyama, matka piłkarza. - Żyliśmy biednie, więc zawsze chciałam, żeby moje dzieci uczyły się pilnie, wierzyłam, że tylko w ten sposób mogą wyjść na ludzi. Powtarzałam więc Takesure'owi: "Skup się na nauce, a nie tylko kopiesz tę piłkę!". Ale nie słuchał mnie, zamiast odrabiać lekcje, wymykał się grać z kolegami. I proszę, niezbadane są ścieżki Pana! Nie sądziłam, że futbol może odmienić życie naszej rodziny - śmieje się pani Emelder.

W 2007 roku "Chini" kupił matce dom, zrobił to zaraz po podpisaniu kontraktu z Legią. - Bóg mi zesłał Takesure'a - mówi ze łzami w oczach mama napastnika. - Nigdy nie miałam własnego domu, zawsze go wynajmowaliśmy, ale dzięki Takesure'owi wszystko się zmieniło i mieszkamy w 8-pokojowej willi. Mam teraz wszystko, czego mi potrzeba.

- Takesure był zawsze bardzo cichy i skromny. Nigdy nie było z nim problemów, od papierosów i alkoholu trzymał się z daleka - wspomina Juliet (29 l.), siostra piłkarza. - To dobry chłopak, chętnie pomaga innym. Zawsze kiedy przyjeżdża z Polski, ludzie gromadzą się wokół niego, niektórzy proszą o pieniądze i Takesure często im je daje. To całe zamieszanie go krępuje, więc kiedy wychodzi z domu, chowa się pod czapką z dużym daszkiem, ale ludzie i tak poznają go na ulicy.

Był maminsynkiem

- W dzieciństwie Takesure był trochę maminsynkiem, zawsze trzymał się blisko mamy - wspomina ze śmiechem Jotham (33 l.), brat gracza Legii. - Był cichy, skryty, nie lubił mówić o sobie. Byliśmy wszyscy zaskoczeni, kiedy nagle oświadczył, że bierze ślub z Sisani, dziewczyną, którą poznał w Hwange (Chinyama grał tam w pierwszych latach zawodowej kariery - red.). Wszystko bierze poważnie, może nawet za poważnie, ale taki już jest. Ale podziwiam go za wielką pracowitość.

W młodości Takesure przyjaźnił się ze starszym od niego o 8 lat Jamesem "Mabharani" Charim.

- Kiedy brakowało mu pieniędzy na treningi, przychodził do sklepu, który prowadziłem, bo wiedział, że uwielbiam futbol i mu pomogę. Godzinami gadaliśmy o piłce - opowiada Chari. - Nie zapomniał o mnie, teraz często do mnie dzwoni, opowiadając o kolejnych meczach Legii. O tym, że mu pomagałem też nie zapomniał. Przesyła mi pieniądze.

Chinyama furorę na piłkarskim boisku robił już na długo przed początkiem zawodowej kariery.

- Chodziliśmy razem do liceum Dzivarasekwa High 2. Takesure już wtedy był gwiazdą, strzelał mnóstwo goli dla naszej szkolnej drużyny - wspomina Albert Fulawo (28 l.). - Nie trzeba było być ekspertem, żeby zobaczyć, że zrobi wielką karierę. Wszyscy tutaj kibicujemy Dynamos Harare i oczywiście Legii. W niedzielę ważny mecz z Lechem? To trzymam kciuki. Legia wygra, a gola strzeli Chinyama - przepowiada kolega Takesure'a.

Najnowsze