Najbardziej rozżalony może się czuć Łukasz Burliga, który w klubie z Białegostoku przez trzy lata rozegrał 75 meczów i zdobył dwie bramki.
Na Podlasiu nie będą również płakać po Sheridanie. Co prawda, sprowadzony wiosną 2017 roku Irlandczyk miał do drużyny „wejście smoka”, bo grał rewelacyjnie i zdobył 8 bramek, ale z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej gasł. Miał odejść już w sierpniu tego roku do Rosji, jednak transfer nie wypalił na ostatniej prostej. Długowłosy atakujący jest jednym z liderów w szatni jagi, ale ma boisku daje drużynie za mało, by władze klubu nadal wydawało na niego ponad 200 tysięcy euro rocznie.
Kolejnym odstrzelonym jest sprowadzony latem z GKS Katowice środkowy obrońca Lukas Klemenz. Był szykowany na następcę Ivana Runję, którym interesują się kluby z Arabii Saudyjskiej, ale okazał się za słaby.
Największym zaskoczeniem jest umieszczenie w gronie niechcianych pomocnika Mateusza Machaja. Piłkarz trafił do Białegostoku na wyraźne życzenie trenera Mamrota, który znał go doskonale ze wspólnej pracy w pierwszoligowym Chrobrym Głogów.
Po 20. kolejkach Jagiellonia zajmuje czwarte miejsce w tabeli ekstraklasy i 2018 rok zamknęła ze stratą dziewięciu punktów do prowadzącej Lechii Gdańsk.